Głupota nie boli, część trzecia...
Piszę co czuję i z czym się mierzę... Głęboko wciąż w swe siły wierzę, Chwil spędzonych nikt nie odbierze... Lecz życie umyka przez moje palce, Mogę je stracić, w bezwzględnej walce...
Me serce pękło, jestem w rozsypce,
Uczucie smutku gra pierwsze skrzypce,
Pękły marzenia, czy będzie chodził,
W odmętach życia w tej chwili brodzi...
Czy nie wystarczy losowi, że miał
wypadek,
Że strachu się najadł, zaliczył upadek,
Spowodował śmierć, nie z winy swojej,
Tak to wygląda w ocenie mojej...
Ma wyrzuty sumienia, czy nie wystarczy,
Już przecież los przeniósł go na tarczy,
Nie rozumiem świata, co jeszcze go
czeka,
Mnie też to spotka? Czy czas uciekać?
Głupota rodziny, nie czuję nogi,
Niewiele brakowało, a złączyłby drogi,
Jego i Boga, na szczęście się udało,
Lecz i tak nie wiem, czemu się to
stało...?
Do końca życia, nie będzie żył
normalnie,
Nawet jak mu się uda, to nieformalnie,
Będzie żył ze świadomością, że zabił
człowieka
Akurat przed tym nie da się uciekać...
Był na krawędzi śmierci...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.