W głuszy
Siedząc na ławce
W ciemnym parku, daleko
Bezpiecznym od życia, i zgiełku, i
gwałtu
Odizolowany lustrem powietrza i szkłem wody
złotej
Szepcząc słowa spowiedzi
Co brzmiąc potem w głuszy ujarzmionej
Spadają cichym echem na toń
W mroku pogrążonej
Wąziutkiej rzeczki
Żałuje się wtedy
Wszystkiego co było
A nie będzie
Wszystkiego co mogło być
I nie było
Wszystkiego co może być
Braknie tylko wiary
Za swoje grzechy
W dawnej popełnione aurze
Nie wiem czy pokute
Znajdzie dla mnie rzeczka
Chciałbym uciec daleko
Ale lasu nie ma
Tylko parczek wątły, zamknięty ulicami
Nie ulecę jak ptak
Nie odpłynę z nurtem
Co mnie spotyka muszą przyjąć, wiernie
Smarując te rany – stare, nowe,
przyszłe – balsamem
Wciąż branym
Z cichej toni rzeczki
Będąc samotnym
Tutaj, na tym świecie
Ciągle tylko tęsknię
Nie przerywam wyznań
Szalonej miłości
Którą zawsze tylko
Odrzucać potrafi
Człowiek bez litości
A jednak sprawiedliwy
Rozumiany – głową, sercem -
pożądany
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.