Góry
Zbocza jodłami porosłe
Szarość przetkana zielenią
A w górze hen wysoko
Szczyty śniegiem się bielą
Natura w swej dzikości
Surowością swą zachwyca
Gdy me myśli tam wracają
Czerwienią płoną lica
Krętą wstęgą strumień płynie
Wijąc się niczym srebrny wąż
Szczyty osnute mgłą
Majaczą jak w malignie
W kochane góry powracam wciąż
Rusinowa Polana
Pański stół z kamienia
Zalana tysiącem intencji
Swych bliskich uzdrowienia
Abba Ojcze echem się niesie
Stąd bliżej jest do nieba
Kiedy Ojciec nas usłyszy
Spuści nam łask ile trzeba
A słońce w złotym uśmiechu
Wiosennym żarem się śmieje
Zsyłając na swych promieniach
Tak potrzebną do życia..... nadzieję
Komentarze (7)
Piękne obrazy
Pozdrawiam :)
bardzo dziękuję za komentarze i pozdrawiam serdecznie
:)
Śliczny opis gór. Pozdrawiam serdecznie.
Taki obrazowy, jakbym tam była a może jestem?
Pozdrawiam
Piękny obraz przepełniony wiarą.
Wiersz rozbudza wyobraźnię czytelnika.
Pozdrawiam.
Marek
Ładnie, ale po małym odchudzeniu z zaimków msz byłoby
jeszcze ładniej.
Tak np czytam sobie drugą strofę
"Natura w swej dzikości
Surowością zachwyca
Gdy myśli tam powracają
Czerwienią płoną lica"
i
"Kiedy Ojciec usłyszy" zamiast
"Gdy Ojciec nas usłyszy".
W pozycji rodzaj wpisałabym Nieregularny. Wiadomo, że
to jedynie czytelnicze sugestie, z którymi autor może
się nie zgadzać. Miłego dnia:)
ładny wiersz ze wspomnieniami