Gudzie i ludzie
opowiadanie gwarowe
Gudzie i ludzie
Dzisiejsym młodym ludziom biyda zrozumieć
casy nasego dzieciństwa i młodości.
Wsyndyj trza było chodzić na
nogak.Telefonów było na lekarstwo.Jedzenio
po sklepak tyz.
Trza se było syćko zrobić usyć, uchować,
posadzić…Cłek się staroł jako móg coby
dzieciom
było co dać jeść.Miałak wtej już dwoje
dzieci kie mama w Mieście na jarmaku
kupiyła gudzie,bo jak jeś fcioł mieć
stucke, to trza se było uchować. Telo była
ze przyniesła tom gudzie du domu pod
pazuchom .
Zanim tata zrobiył corek dlo niej to jom
puściyła do piywnice.
Zadudrali się z mamom przy tym corku dlo
niej, bo trza było syćko zrobić z głowom,
bliziućko krotki coby mokre do niej
spływało a gudzia miała sucho i ciepło.
Wymościyli corek słomom, tata zbiył
malućkie korytko,zapar dźwierka i wołajom
gudzie.Gudziu,gudziu,gudziu ale gudzi ni ma
i ni ma, pewnie się kańsi sowała abo się
wymknyna na pole co nie zauwozyli. Moze jom
fto wzion jak wysła na droge, narzekała
mama abo jom jaki pies odstrasył od domu
odegnoł co się przecie mogło stać…
Sukali długo wsędyj i wołali w końcu
przestali zrezygnowani, to po niej pedzioł
tata. Mama sła bez syćkie piywnice ze
świeckom bo innego światła w piywnicak nie
było i jesce
roz kiela cos wołała gudziu,gudziu,gudziu
. Pote sła po schodak ku izbom i dalej
wołała. Kie już dochodziyła do swojego
pokoika na górze gudzia się obezwała…Lezała
se na dywaniku koło pościeli w maminej
izbie uf,uf,uf przyleciała ku
mamie…Straśnie była zawiedziono ze musi
siedzieć w corku w piywnicy na
słomie,wadziyła się cy tyz tłomacyła ze
tako je malućko,ale nik nie zwracoł na to
uwagi,totyz co jakisi cas uciekała ś niego
i wychodziyła do maminego pokoika i lygała
na dywanie.Tata w corku poprzybijoł deski
ku samej powale ale coz to było dlo nasej
gudzie jak nie dała rady złomać to
przegryzła.
Robiyłak wtej w skole w księgowości i po
drodze do banku cy tyz do gminy zazierałak
du domu cy syćko w porządku…Jednego razu
wchodzem do korytorza na piętrze a tu nasa
gudzia dobijo się do izby ka mama i
dzieci.Urosła ta nasa gudzia wartko, choć
mineno pore miesięcy ni mogłak jej dać rady
i ledwok jom ściągła za usy do corka telo
kwicała i cosi fciała i zapierała się na
schodak.Miała już pewnie ze dwa metry na
złuść i nie mieściyła się na zokrętak…Kie
jom dziś zbacujem jako fciała nom syćkim w
dóma cosi pedzieć tak myślem ze trza było
pockać do wilijnej nocy. Pedziałaby nom ze
sukała swojej mamy i rodziny i pewnie się
pytała ka som jest…Tak tyz jest i z innymi
zwierzątkami na tym świecie.Haj.
Komentarze (20)
Jarzębino
Moja Liryko
Przebudzonych skowronków w oku gwiazd
Kłaniam się uśmiechając(:
No właśnie, w Wigilię powiedziałaby naprwno, gudzia.
Zdrowych i radosnych Świąt :)
Bardzo ciekawa opowieść, z pewnością kiedyś było
inaczej, a z gudzią nie można było się nudzić;)
Wszystkiego dobrego skoruso -
Zdrowych, radosnych i błogosławionych Świąt Bożego
Narodzenia życzę.
Pozdrawiam przedświątecznie :)
gudzia, czyżby to była świnka? Moja mama taką miała
co krok w krok za nią chodziła.
Pięknie, wzruszająco i ciepło o jednak całkiem innych
czasach niż teraźniejszość+:) pozdrawiam skorusa