Historia pewnej milosci...
Czas nie leczy ran... On tylko przyzwyczaja do bolu...!!!
Zamykam oczy...
Biegne na drugi brzeg...
Po gladkiej tafli przemieszczam stopy...
Wiatr wywiewa mi z wlosow resztke
wczorajszej modlitwy...
Nabieram w dlonie krople wlosy i obmywam
nimi twarz.
Wciaz jeszcze jest na niej brud twoich
wszystkich pocalunkow...
Slonce nadaje kolor oczom wyblaklym,
promienie przeswietlaja cieniutkie
wlosy.
Malenkimi sciezkami zbaczam ze
sciezki,dochodze do alejki gdzie kwitna
wrzosy.
Zatracam sie w pakach wsrod zapachu trawy,a
serce kolysze sie wolnym temtem...
Kiedys byles tu ze mna,deszcz splywal ze
lzami...
Przysiegales mi milosc pod starym
debem!!
Czas stanal nam w miejscu,najpiekniejsza z
zycia chwila...
Popatrzales w moje oczy..wypusciles z rak
kolorowego motyla!!
Ta istotka tak mala frunela ku
niebu,niesiona anielskim spiewem.
A my zakochani,wsluchani w szelest
wiatru,tanczylismy walca pod starym
drzewem...
Wsrod platkow wrzosy,wpatrzeni w zachod
slonca,zapomnielismy co to sennosc!...
Lecz nagle chmury zakryly slonce...
Zaczela panowac ciemnosc...
Wiatr pokryl laki,piorun zlamal
drzewa,odeszla bloga tkliwosc...Motyl upadl
na ziemie polamal piekne skrzydla...
Z NIM UMARLA NASZA MILOSC!!!
Powracam wiec dzis do chwil tych
radosnych,myle szelest wiatru z twym
glosem...
Biegne jak szalona wsrod makow i
motyli...
...
Majac nadzieje ze czekasz gdzies pod
wrzosem!!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.