Historia...dwóch braci....
Przeszłość....tak wiele mówi...
A gdy do Polski, Moskalski wszedł już
lud,
poczułem, że na gardle kacapski leży
nóż..
Wsadzili mnie gdzieś w wagon,
wieźli mnie do nikąd...
Jechałem świńską klasą, trupów żywych
tłum...
Ledwo się wcisnąłem, zdusili prawie
mnie...
I nagle...radość...łza w oku kręci
się....
Z drugiego końca, ktoś dojrzał mnie!!
To brat mój ukochany,
jakie to szczęście, żyje!
Wylizał swoje rany!...
Przeciskam się przez tłum,
wciąż czuję odór, wciąż widzę
trupów sznur...
Padamy w swe ramiona,
żaden z nas nie puszcza.
I z żalem lejąc łzy,
całuję brata w usta!
Choć spokój- żeśmy znów razem,
to ciągle strach zagląda w oczy,
gdyby nie ten kacap, z bratem bym
wyskoczył...
Usypia nagle wróg, ktoś nożem w
niego cisną...Wolności drzwi otwieram,
Skaczę razem z bratem...Wolność!!....
Jemu nic...Ja umieram.....
tak dawno....a jakby dziś....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.