Inny
Z głuchym łoskotem opadłam na ziemię
metaliczny zapach uderzył w nozdrza
jak zraniony ślepiec... oparta o szybę
idę jak najdalej, choć nie wiem gdzie
podążam..
Łzy obmywają wszleką radość z twarzy
spływając rysują na niej strach
panicznna myśl jest ze mną zawsze...
okrywa mnie nocą, gryzie w ciągu dnia..
Bezsilność powoli wiąże mi ręcę...
i z szyderczym uśmiechem szpcze do ucha
że już na zawszę pozostane samotna
bo miłość nigdy nikogo nie słucha...
Ty już nie patrzysz w moją stronę
jestem dla Ciebie rysą na szkle
drę ciszę na tysiące kawałków
nie... nie słyszysz mnie...
Podnoszę znowu obolałe serce
próbowało utopić się w kałuży łez..
a ja przy Tobie a jednak bez Ciebie
stoje uparcie, jak wierny pies...
Walcze, staram się zabić mój umysł
Jest silniejszy, sprytniejszy,
mądrzejszy...
I zawsze powtarza, ze prawdziwa miłość jest
wtedy
Gdy walczysz, choć wiesz, że nie
zwyciężysz....
dla tego ktorego imienia nie chche pamiętać
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.