Ja...
Ja... zawieszona w próżni
wiruję, bezimienna, pośród wątpliwości.
Umieszczona na szali, wokół ludzie
różni,
zastygam w bezruchu beznamiętnej
szarości.
Ja... tak niezwykła zwyczajnie
żyję jak inni... wokół ból i śmiech.
Toczę się po ziemi równo, jednostajnie,
a każda myśl upragniona jest jak fatum, jak
grzech.
Ja... wiecznie zawstydzona
o krok jestem od mety, wracam na punkt
startu.
I tylko z głebi serca rwie tęsknota
szalona
i zazdrość o każde słowo powiedziane dla
żartu.
Ja... niedoświadczona jeszcze,
jeszcze wciąż tak naiwna, nieobyta z
przyszłością.
Każda myśl zbyt odważna wywołuje
dreszcze,
gdy unoszę się wysoko ponad
codziennością.
Ja... niczym cień zabłąkany
w otoczeniu jasności, martwa cisza wciąż
trwa.
Odbijam się sprężyście od ściany do
ściany:
zabłąkany motyl czy zwyczajna ćma?
})i({ :*
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.