Jasnoczarne dni
Trudno czasem do siebie dotrzeć,
Gdy nawet nie wiesz, kiedy łzy otrzeć.
Kiedy porzucić musisz marzenia,
Żeby znów nie mieć nic do stracenia.
Gdy praktykujesz masochizm wtórny,
Gdy na wystawach oglądasz urny,
Będąc na drodze do zatracenia,
Goniąc zawzięcie coś czego nie ma.
Bojąc się czasem spojrzeć w swe oczy,
Myśląc wciąż o czymś – nie wiedząc o czym.
Upadać – wstając, upadając - wstawać.
Znajdować sens, nie umiejąc go nadać.
Błądząc bezwiednie labiryntami,
Szukając szczęścia – jesteśmy sami.
Sami, choć w tłumie przyjaznych twarzy,
Marząc wciąż o czymś, co się nie wydarzy.
Gubiąc się w ciszy, odnajdując w gwarze,
Do tyłu przewijać czas na zegarze.
Zostawać w cieniu własnych ambicji,
Mówić coś – nie myśląc wcale o niczym.
Topiąc się, schnąć w deszczu własnych
nadziei.
Odnaleźć wiarę pod stertą kamieni
Twardszych niż serce bijące jak dzwon,
Którego nie można uciszyć o ton.
Próbować udawać, że się go nie słyszy,
I tylko czasem czuć się jak na smyczy
Z tego co wypada i czego nie wolno
By wciąż czuć tą pustkę – lecz teraz
bezwonną.
Uciekając wciąż przed kimś, by ten ktoś nas
gonił,
Mówić, gdy ktoś słucha, że to wszystko – to
nic.
Komentarze (5)
Ladny.Pozdrawiam.
Rymy akurat bardzo ładnie dobrane.
Nie lubię tak gęstych rymów, ale dobrze poprowadzona
refleksja - podobają mi się Twoje porównania:))
Bardzo ciekawe pozdrawiam
jest trochę do poprawki , ale zaciekawia. fajnie
widzisz świat. miłego...