Jedna zlota lza
Bezradnie, samotnie jak pośród cierni
pozłacana róża
Zakrywam zranionym ramieniem swoją
delikatność
Nie potrafię uniknąć tej myśli, po raz
kolejny gorzkich łez kałuża
Wytrwać! Nie dać się pokonać! Coś niszczy
cenną prywatność
Stoję tu nad piekłem i czekam aż ziemia się
rozstąpi
By coś zmienić i znaleźć lek na
przeciwność
I kiedy koniec boleści wreszcie
nastąpi?!
Twarz zastygła w cieniu, mglista noc i
otaczająca mnie dziwność
Pęka serce na każdy hałaśliwy dźwięk
rozczarowania
Wysychają drzewa, więdną kwiaty, głowa w
dół opuszczona
W ogrodzie pełnym zwątpienia, tylko jedyny
przystanek uznania
W trudzie go szukam, kto szuka znajduje,
cząstka nadziei już odnaleziona
Tłok duchoty, gromada starań
beznamiętnych
Za wiele chęci nie przeistoczonych w
czyny
Współczucie zagrożone, bo zatopione w
duszach obojętnych
A może jedna taka łza popłynie, ze
szczerością i bez winy?
Może jedna, mała jednostka dorzuci szansę
poprawy
Spleciona miłością i wiarą, rozjaśni
kawałek niszczony
Wniesie trochę radości i zagubionej
zabawy
Może pokona tego, co nienawiścią nazbyt
zmożony
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.