kaboszon
wsuwasz się w światło
tak niekonwencjonalnie.
A jak inaczej?
Pantofle grzecznością zelowane,
więc zmieniasz miejsca bez wyrzutów.
Długo było paralelnie,
nic w przeciwnym wypadku,
aż zwykła ziemia, w domowych donicach,
nauczyła się pagórków.
Zarysowałeś pamięć przyspieszonym
tętnem,
polimorficznością węgla w oku.
Taki trochę przeszlifowany w
krawędziach,
błyszczałeś na palcach beztrosko,
by w końcu wraz z ociepleniem klimatu,
całą swoją monogamiczność wysuszyć na
strychu;
przez zwykłą oszczędność dotyku.
I nawet drożdżówka jak suchar.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.