Katedry
Wiele jest katedr zamkniętych na spusty,
Mocnych, odpornych na deszcze i mrozy.
Ołtarz ufności jest często w nich pusty,
Organy grywają tam jakąś pieśń grozy...
Mkną do wszechświata pocięte witraże,
Prosząc go cicho o murów zburzenie.
Dachy nie wierzą, by w dobrym zamiarze
Słońce ich kolce głaskało promieniem.
Pod skryciem płaszcza ich marmurowego
Mały kościółek bez dachu - schowany.
Czasem się słyszy, jak swe alter ego
Ganią lub tulą - tak ściankę do ściany.
Gdy znów wspominają obrazy, co biegle,
Choć bez świadomości, ktoś skrył im w
podstawie.
Jedne fundament swój, cegła po cegle
Zrozumieć chcą, inne - zamrozić w
murawie.
Domy, co z boku gdzieś stoją, odmienne,
Zamknąć swe drzwi chcą, poczuwszy na
ścianie,
wszystko, co bywa dla katedr znamienne
I chcą ukrócić wśród nich przebywanie.
Znam te budynki, co są katedrami.
Kiedy ta cisza przychodzi im nagle:
Choć chcę być im blisko, stoję pod
drzwiami.
Bezsilnie zwijam pomocy mej żagle...
Pragnę, by zatem, za Szefa namową,
Inny dom stanął, skąd wziąć materiały
Mogłyby, by się budować na nowo
I by piękniejsze dla siebie się stały.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.