Kiedy była zielona
Jej stumilowy las - istniał od zawsze.
Kiedy była jeszcze zielona, błękitna
każdego wieczoru otwierając obrośniętą
dzikim winem furtkę, wchodziła za szary
parkan.
Tańcząc na jasnych polanach
rozpuszczała długie, falujące włosy.
Przezroczysta sukienka kręciła się wokół,
szybciej i szybciej, podsycając przyjaźń z
elfami.
Siadywała z sową na gałęzi.
Zwisając głową w dół,
bujała się w prawo, w lewo, w prawo...
Las wyglądał przyjaźnie z tej pozycji.
Rozbudzone serca polnych dzwonków
pieściły jej uszy.
Lubiła też bezboleśnie wchodzić drzewom pod
korę.
Zasypiała na mchu pod dębem,
na którym rosła jemioła.
Nikt jej nie chciał
obudzić.
Wracając za parkan, szukała kaflowego
pieca.
Ten, zawsze wygaszony.
Opatulona w wełniane swetry
znów przeskakiwała do swojego lasu.
Rozbierała się. Kiedy była
zielona i błękitna... miała klucz do
furtki.
Komentarze (34)
To stary tekst. Opublikowałam w zasadzie z ciekawości,
jak zostanie odebrany i zrozumiany.
Dziekuję i pozdrawiam
Miała!? Zapewne ma go i wisi głową w dół :) i jeszcze
tysiące :)
Ciekawie odmalowane dzieciństwo, barwne i pogodne
(dzięki fantazji), mimo pieca, który "zawsze był
wygaszony". Miłej niedzieli:)
rozmarzone twoje wiersze
pobudzają zmysły