Kiedy szedł...
Kiedy szedł na granicy
między światem tym i tamtym
zawsze ktoś potrafił
wykrzyczeć mu prawdę w oczy
Prawdę
która sama
bała się spoglądać w lustro
by nie zobaczyć
kobiety w wyleniałym czarnym habicie
Kiedy szedł
dawali mu podania
pisane potem
aby oddał je najwyższej instancji
będącej chwilowo na urlopie
Kiedy potykał się o wyrzuty sumienia
robili mu okłady
i nakazywali iść dalej
nikt nie zapytał
po co właściwie
chce widzieć się z Bogiem
Uśmiechali się do niego
i mrużyli oczy
tylko psy czasem
gryzły mu łydki
gdy za głośno szurał
starymi sandałami
Kiedy upadł
nagle przypomnieli sobie
o włączonych w domu żelazkach
zbyt ciężko oddychał
aby była jeszcze jakaś nadzieja
właściwie
nikogo to specjalnie nie zdziwiło
Piotr cieszył się
że to nie pod jego drzwiami
umarł
Zabrali tylko buty
były jeszcze całkiem dobre
i wykłuli mu oczy
żeby nie mógł drugi raz
zmartwychwstać
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.