Kiedy umierała..
Dla Ani, której nigdy nie pamietam, bo odeszła za wcześnie...
Ciemny, śnieżnobiały szpital.
Zimne metalowe łóże.
Cisza.
Zamykam oczy, myśląc, że to zły sen.
Zaraz będzie tysiące obcych twrzy,
niezrozumiałe słowa i gesty.
Brak wiary i nadziei...
I ta ogromna pustka zwana samotnością...
A pod poduszką trzymam wielkie anielskie
pióro i modle się o cud...
"Aniele Boży Stróżu Mój"
Żadnej odpowiedzi....
Dla mnie nie ma już ratunku.
Składam ręce i modle się ostatkiem sił.
-Boże czy to dziś?
-Córeczko śpij. Masz gorączke.
-Odchodzę mamo.
-Nie odchodzisz poprostu zasypiasz...
-Mamo, a czy Ty widzisz to światło... te
wielkie skrzydła....jakie one piekne!
-Kto córeczko?
-Anioły.....
A ja wierzę w Anioły....
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.