Kłos
Gdy zakwitło pierwsze zboże,
szło przez pole dziewczę hoże.
Zgrabną rączką łan gładziła,
kłos drobniutki w pierś tuliła.
I szeptała śpiewnym głosem,
rośnij mój ty, złoty kłosie.
Kłos wsłuchany w głos dziewczyny,
wyrósł ponad pól niziny.
Nabrał soków, zmężniał cały,
choć był wcześniej taki mały.
Prężył dumnie pośród braci,
pełen blasku, nic nie stracił.
Tylko zyskał na wartości,
gotów spełniać akt miłości.
Czyli ziarnem ludzi cieszyć,
co go będą zbierać śpieszyć.
Komentarze (6)
dobra matka potrafi tak wychować dziecię by darzyło
innych tą miłością które otrzymało:) dobra metafora :)
Przyjemny w odbiorze i dobrze się czyta. Łatwo trafia
w ucho czytelnika. Pozdrawiam:)
Lekkie pióro...gratuluję :).
ależ romantyczny ten wierszuś
ha ja milcze na temat moich skojarzen
pozdrawiam :)
Skojarzenia mam be, a wiersz taki ciepły:))
Piękny wiersz o prawdziwej miłości.
Popraw ,,szło,, - drugi wers.
Pozdrawiam+++