Koniec wiosny na wolińskich ugorach
Na pożegnanie gorącej wiosny
Dzień czerwcowy, wciąż wiosenny,
rozpalony
Słońcem, pachniał wyką ugór nasz
zielony.
Tuż przy drodze farbowniki fioletowe
Razem z wyką się tuliły, zwiędłe srodze.
Szal przy drodze utworzyły niczym
kołnierz
Niebem kryty, miękkoszorstki, niczym
żołnierz
Na przepustce, pannę obejmuje miłą,
Tak i one z drożynkę się obściskują.
Starca wiosennego kwiat wciąż złotem
tryska,
Białą czapę nasion – widać to jest z
bliska –
Rozsiewa po polu każdy starszy kwiatek,
Wiatr mu w tym pomaga wśród swoich
igraszek.
Kępki bieli z szafranowym środkiem,
świecą
W tym zielonym buszu, jak lampiony nocą.
To rumianków wyspy wyrosłe nad miarę,
Ślą do słońca uśmiech, z niego biorą
wiarę.
Tam wyniosłe osty w gwiazdach
purpurowych,
Podziwiają maki w sukniach karminowych.
Makowe panienki w tańcu się straciły,
Płatki pogubiły gdy z wiatrem tańczyły.
Na żyźniejszych skrawkach chabry
konkurują
Z niebem swym błękitem i oko radują.
W dali za pagórkiem płachty rdzawe
świecą,
To dojrzewające mietlice się mienią.
W tym morzu zieleni, czasami przemyka
Trochę wystraszona myszka lub sarenka
Wtapiając się szatą w szczawiów urok
rdzawy,
Pilnując koźlątka, kuląc ogon mały.
I pilnuje pilnie czy gdzieś psy nie
biegną,
Zwolnione ze smyczy dziecko jej
dosięgną.
Szczególnie te wielkie, te rasowe
bestie,
Gonić nie przestają, nawet w gęstym
lesie.
Nad rozgrzanym polem, gdzieś w
przestworzach krąży
Myszołów zwyczajny. Pewny jest, że zdąży
Najeść się do syta, myszy tu bez liku
Norników i kretów, stąd lot pełen szyku.
Po południu chmury niebo zaciągają,
Płyną gdzieś z nad Niemiec, pole
omijają.
Huczy nad Zalewem, pioruny trzaskają.
Burza w Dargobądziu,, wiatry ją tu
gnają.
Bliżej coraz bliżej, ziemia aż się
trzęsie,
Ogień z nieba błyska, grom się ciężko
niesie.
Nagle wiatr zatańczył, przygiął krzewy
nisko
Ptaki gdzieś umknęły, grom zahuczał
blisko.
Potem chyba piekło na ziemię wstąpiło,
Wiatr wyje jak biesy, ciemno się
zrobiło.
Ulewa do ziemi rośliny przytula,
W górze zaś tysiące beczek ktoś wciąż
turla.
Hałas niesłychany, pioruny wciąż biją
Wody strumieniami po drożynce płyną.
Liście z drzew się sypią, myszy w norkach
toną.
Nagle z dołu słońce błyska w chmury
tęczą.
Chmury odpływają, pomruk burzy cichnie,
Jeszcze gdzieś raz po raz diabeł sobie
kichnie.
Wiatr się uspokoił, przycichł
zawstydzony,
Tęcza cudnie błyska tam od wschodniej
strony.
Podpatrującym przyrodę.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.