Kraju mój...
Ja nie jestem cwany,
tylko wciąż uważam.
Nie chcę być przegrany,
klęska mnie przeraża.
Kajdany na rękach,
na nogach łańcuchy.
Aż serce mi pęka,
bo żadnej w nim skruchy.
Ja nie jestem tchórzem,
tylko ból szanuję.
Wolę być przedmurzem,
ten nie atakuje.
Tam człowiek nie ginie,
kul świstów nie czuję.
Czas przyjemnie płynie,
aż serce raduje.
Ja nie jestem głupi,
mądrość mnie rozpiera.
Na tym chcę się skupić,
ta wola jest szczera.
Kwitnące ogrody,
owocowe sady.
Pragnę tej urody,
niż kłamliwej zdrady.
Rzeki z nurtem bystrym,
trawy w bieli łanie.
Kraju mój ojczysty,
co się z tobą stanie...
Komentarze (4)
W takiej sytuacji jest większość, choć nie zdaje z
tego sprawy.
A narożnik źródła nie jest jednoznaczny. Mnóstwo
kierunkowskazów, lecz ma się to wszystko do realu jak
melodia dziada do obrazu. I co my szaracy mamy
powiedzieć? A ONI się cieszą i każą nadal cicho
siedzieć.
Dziś zatrzymałeś Tadeuszu na długo... przemilczę ciąg
dalszy...
pozdrawiam
... Będzie ciężko, a nawet bardzo ciężko, jeśli się
nie przebudzimy...
A wiersz świetny. Pozdrawiam :-)
Piękny.