Krzyczę
I ona umarła z pękniętym sercem, nadzieja.
Krzyczę. Bezbożni nie potrafią się uciszyć.
Są jak morze, jak ocean.
Krzyczę. Trzymam ręce w górze, patrzę
jak
pisklęta wypadają z gniazd.
Powiedziano mi bym został.
Ja jednak odchodzę, bo nikt tych piskląt
nie łapie.
Sam nie potrafię.
Żyję ze złamanym sercem, piję z pękniętej
szklanki.
Pewność mi szepcze „żegnaj”
Czuje ją na sobie, mą ostatnią kochankę.
Krzyczę. Szukam ostatniej fali.
Już nie mam siły krzyczeć więcej.
Może wreszcie jutro zacznę żyć od nowa?
Lub pojutrze?
Śpiący jestem..
Jestem sam. Teraz próbuję wrócić do domu.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.