Do wzgórz granitowych
po sennej dolinie
strukturą przepalanych brzegów
spieszę z dotykiem
chwile umknęły jak owady
galilejskie dzbany przelewają powietrze
nieśmiałe niebo rozdarte
dyskusje schodami sprowadzam tam
gdzie ciemność umiera w pokorze
na stole trunek z najlepszego roku
skrzypek stanowczo wygrywa
toasty spłyną z kryształów
nadmiarem kropel bez przydziału
myśli wyruszą po krwi horyzont
samotnie w spojrzeniu woskowym
szeptem modlitwy zbliżam się
do wzgórz granitowych
Komentarze (2)
Prowadzi nas do zawału "nadmiar kropel bez
przydziału". Wiersz OK!
dobry język wiersz zgrabny I zawsze po brzegu chwile
biegną a mimo to potrafią być piękne Dobry :)