Licząc na cud liczydłami...
przeżute okazy piękna
Skarby w moich palcach
Zawieszam na skłonie nieba...w nocne
harce
Wybieram
Próbują latać...skrzydełka sklejone
Z samego chcenia
Wyprzedzić siebie, by spojrzeć na
Swe własne marzenia
Dystansem ludzkiej odległości
Emulują życie jak każdy z nas
Chcąc dosięgnąć wyżej niż
Stopami brodząc przez wahadłowy
Czas
A gdy przyjdzie po nie pożeracz światów
Nie-piękny w sobie, bez lotnych okazów
Oddadzą mu siebie w ten rytm równości
Stając sie zębem w kole nicości
Zgrzytem zagłusza pierwotne miłości
Nagim jest w obozie odzianych w mądrości
Transparentnych wolności bordo lepszych
prawd
Nie widząc drogi porusza świat w myśl
Samego ruszania swej nogi...prawej
Lewej z rzadka...by nie potknąć sie i spaść
na
Gniazda boskich noworodków
Załogi gwiazd....tak maleńkie w oceanie
dziecię nie ma świata lecz ma siebie
Starcy obrządzają ziemię
Tracąc świadomość własnego "nie wiem, ale
wierze"
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.