Łowczy
Dokąd pójść w tym miejskim sanktuarium
Znudzony życiem smutnym i szarym
Samotność w gąszczu betonu i stali
W kopcu miejskich syren i gwaru
Kiedy tłum przelewa się jak rzeka
Nikt nie zostaje, nikt nie zwleka
JaK cię znależć w tej gwarnej dziczy
Czy muszę tylko na siebie liczyć?
Krwiożerczy instynkt w rzeszę wstępuje
Kiedy samolot na pas kołuje
Następny pociąg wjeżdża na stacje
Przerwane milczenie i kontenplacje
W sferę zmysłów się zatapiam
Bezcielesną powłokę przybrać muszę
Iluzja, mistyka, czy rzeczywistość
Przed tobą otworzyć chcę duszę
Wciąż się oglądam i obserwuję
Chcę cię wypatrzyć w ogromnym tłumie
Miłość jak woda spływa strumieniem
Chcę cię otoczyć własnym ramieniem
W końcu ujrzałem piękną dziewczynę
Przyjąłem pozę, skruszoną minę
W sercu poczułem gorąc żaru
Nie słyszę myśli, nie słyszę gwaru
Więc czas łowczego zacząć znów trzeba
Zniknąłaś w tłumie jak okruch chleba
Dziś nadaremne moje starania
Błądzić po dżungli, stawiać wyzwania.
Komentarze (1)
Bardzo płynny i prawdziwy... w 4 zwrotce masz błąd
-sfera. Wiersz mi sie podoba