O Lulusiu Tuptusiu który został...
Część trzecia:)
Zobacz, zobacz! to jest ten pies o którym
ci tyle opowiadałam, krzyknęłam
nieco nerwowo do towarzyszki wspólnych
wieczornych biegów. Ja go znam,
odpowiedziała, widziałam go już parę razy w
okolicach miasta. Jak myślisz on , ma jakąś
rodzinę? Nie wiem, ale na głodnego nie
wygląda, zobacz jaki ma wypełniony
brzuszek. Zrobiło
mi się dobrze, gdyż usłyszałam to co
chciałam usłyszeć, poczułam lekką ulgę,
pasowały mi słowa wypowiadane w sposób tak
naturalnie oczywisty i tak przekonujący
mnie o tym, że ma on swój dom, ma swojego
pana, a do nas przybiega sobie dla czysto
psiej frajdy , tym bardziej, że było mi to
potrzebne dla uśpienia spędzającej mi sen z
oczu czujności. Nie wytrzymałam, psinka,
psina chodź do pani, zawołałam niepewnie i
nie do końca przekonana o słuszności
swojego postępowania, gdyż nie ma nic
gorszego od dania i zabicia nadziei.
Podszedł, w zasadzie podbiegł merdając
radośnie ogonem tulił swoją głowę w moich
dłoniach. Tym pieszczotom, jakby się
wydawało nie było końca. Zobacz jaki on
jest przyjazny, szepnęłam do koleżanki,
żeby zbyt głośną tonacją głosu, nie
wystraszyć psa, który obdarzył mnie swoim
nadszarpniętym zaufaniem. Zobacz on nie
jest skrzywdzony, w przeciwnym razie, bałby
się człowieka, zrobiło mi się niezmiernie
miło. Cmokając na nowego towarzysza
wieczornego spotkania, ruszyłyśmy z
koleżanką w dalszą trasę, pies nie
odstępował nas na krok. Przebiegłyśmy pięć
kilometrów, na rozstaju dróg każda z nas
ruszyła w stronę swojego domu, tu nastąpiła
konsternacja, pies stanął na środku drogi,
nieco zdezorientowany. Zatrzymałam się,
podrapałam go za uszkiem wypowiadając
słowa, chodź, chodź ze mną, pani da ci
jeść. Poszedł, zaufał, dał wiarę ludzkiej
dobroci, poczułam ból, wstąpiła we mnie
nuta zwątpienia. Mąż czekał na mnie w
drzwiach, widział jak razem biegaliśmy,
znał moje podejście i moje myśli, wiedział
czego się może spodziewać, tu mi nieco
pomógł, wyprzedził moje słowa, jedzenie
czekało na Lulusia. Zjadł, na komendę podaj
łapkę, uniósł ją do góry, kilkakrotnie
merdając mnie po mojej dłoni, spojrzeliśmy
sobie głęboko w oczy, w moich były łzy.
Pomyślałam sobie, gdybyś umiał mówić, co
chciałbyś mi powiedzieć? Głaskałam go tak i
głaskałam, a on wcale nie miał ochoty ode
mnie odchodzić, to było straszne. Nasze
pieszczoty przerwało nagłe szczekanie
biegających piesków sąsiada, zaciekawiony
Luluś opuścił mnie na chwilę, weszłam do
domu, rozebrałam się i zaczęłam płakać.
Mazałam się jak dziecko, nie umiałam sobie
poukładać w głowie całego tego zajścia, coś
mnie martwiło. Około dwudziestej drugiej
wyjrzałam przez okno, pies leżał na moim
trawniku.
CDN...
Komentarze (9)
Przeczytałam wszystkie, jak do tej pory części, jednym
tchem i co dalej...
Z poprzednich wiem, że wprowadzasz cięcia w
kulminacyjnych momentach, więc zniecierpliwiona muszę
czekać. Pozdrawiam :)
:) cdn. to dobrze.
Jesteś niesamowita a kolejna cześć lepsza od
poprzedniej
pies jest nie tylko naszym przyjacielem
pozdrawiam
z schroniska psy są mądre, kolega przygarnął i nauczył
go grać w szachy, ale jak dotychczas
zawsze z nim wygrywa
Pozdrawiam serdecznie
Pies potrafi być wdzięczny! Pozdrawiam!
dobre przesłanie pozdrawiam
Ładne opowiadanie, o dobrym sercu i tym drugim
potrzebującym.
Też kiedyś przygarnęłam taką opuszczoną psinkę :)
Oj, Sylwio proszę o dłuższe pisanie:), bardzo mi się
podoba ta historia. Jestem taka sama, jak Ty wszystkie
skrzywdzone psy bym nakarmiła i zabrała. Ale mam mało
miejsca w domu, a już mam dwa. Pozdrawiam serdecznie
Gdybyż mój pies ze schroniska potrafił mówić...
Dlaczego chociażby boi się Straży Pożarnej? Bardzo
ładny i ciekawy wiersz. Pozdrawiam serdecznie.:)