Mała stagnacja
Szukam na głowie włosa jednego,
by móc go zerwać z ogromną złością.
Tak uraziłaś męża własnego,
chłód dając zamiast raczyć miłością.
Próżno nerwowo głaszczę półkule
gładź wyrównała wszystko dokładnie.
A ból zadany jest strasznym bólem,
który mi teraz czas właśnie kradnie.
Wierzyłem tobie jak własnej żonie,
piersią tak szczerze zawsze karmiłem.
A jaki spotkał w nagrodę koniec,
to nawet myśleć już nie zdążyłem.
Klęska przybiegła gwałtownym zrywem,
rekord na setkę padł jednym cięciem.
Co żyło we mnie już nie jest żywe,
zauroczone wstrętnym zaklęciem.
A ono brzmiało ,,żegnaj kochanie,
po co mi taki stary łysielec.
Nic nas połączyć nie jest już w stanie,
wcześniej też wrażeń nie było
wiele’’.
Jakby obuchem ktoś dał w łysinę,
Najpierw zatkało, później zemdlałem.
Zanim poznałem sedna przyczynę,
już własnej żony nie posiadałem.
Odeszła sobie, i miała rację,
w sumie nie cierpię, bo cóż to daje.
Ona wybrała inną stagnację,
mi z moją dalej żyć pozostaje.
Komentarze (3)
Przyjemny, z humorkiem, dobrym rytmem.
nie czytałam wiersza w klimacie melancholijnym - od
początku zabrzmiał satyrycznie i przewijają się wersy
pocieszne - chwilami nawet rozbrajające - koniecznie
zmień klimat.
widzę, że zwolennicy tej treści boją się podpisać pod
wyrażoną oceną i jej uzasadnieniem, a ja pozwolę
zasygnalizować taki stan rzeczy, trzecia zwrotka o od
dołu sygnalizuje, że też nie wiesz czy o żonie
myslisz, czy "tyż jeno dla zabawy kryślisz."