(malowałam skórę)
malowałam skórę, pozwalając szczytować
przyzwoitości.
niespokojne przeciągi reagowały dotykiem-
ciemny brąz
twoich ramion wzruszał odpowiednie miejsca
pod sukienką.
pachnący orzechowym drzewem, sypiący
wdziękiem, leżałeś
na wzniesionych piersiach.
lato się ze mnie śmiało- skwar południa
wieszałam na tobie.
w łóżku gęsto od przemoczonych świtów.
zdrętwiałe kolana
wyspacerowały wszystkie tęsknoty.
Iza nie zabraniała sobie przekręcać się na
brzuch. ciebie
prowokowała morelowym podbródkiem.
a duże dziewczynki nie dorosły. podciągnęły
wyżej spódnice.
Komentarze (5)
to samo uczucie ., a wciąż można odkryć nowe elementy,
zaskakuje , ładnie zaciekawia czytelnika
bardzo ładnie Twoje malowanie.pozdr.
naturalne spojrzenie na uczucie Piękny wiersz
zachwycam się Twoim widzeniem świata jest prawdziwe
Dobry wiersz :) Pozdrowienia ciepłe
doskonale malujesz pórem zatrzymujesz ...a
czytelniokow dajesz mozliwosc wyboru....i zakonczenie
zaskakujace....pozdrawiam..
wiesz za każdym razem gdy czytam Twoje wiersze
uśmiecham się ten uśmiech mój skromny niech będzie dla
Ciebie podziekowaniem ode mnie za Twoje pisanie....i
oczywiście nie przestaje Cie czytać...pozdrawiam