Marzenia z domu dziecka
Oczy cierpią, nie ufają.
Lekceważą smak litości.
Po cichutku uciekają.
Gubią gestów zbędny pościg.
Myśli kołtun zaniedbany.
Otoczone szybą mury.
Oddech serca rysowany.
Palcem skrobie już kontury.
Te godziny, gdy pod kocem,
łza określa snu granice.
Niemożliwe, by ad vocem,
rozkochały się źrenice.
Obojętność to przypadłość,
zagęszczone śle powietrze.
Odczuwalna przez bezradność,
strzępi dziury, gdzieś na swetrze.
Wciąż samotność jest kompanem,
mimo setek znanych twarzy.
Sen przychodzi tu nad ranem.
Krótka chwila, by pomarzyć.
... każdy zasługuje na ciepło rodzinne...
Komentarze (35)
Bardzo ciężkie życie mają takie dzieciaki pozbawione
matczynej opieki. Gorzej jak sieroty. Serdecznie
pozdrawiam.
Przepięknie napisane strofy.
Ściskają...
Pozdrawiam Autora serdecznie
wiersz wzrusza do łez...aż chwyta za serducho...jest
taki smutny i prawdziwy...
pozdrawiam cieplutko
Smutny wiersz.
Takie dzieci marzą tylko o tym, by być kochane.
Niestety, różnie ich losy wyglądają, nie każde dziecko
ma tyle szczęścia, by znaleźć kogoś bliskiego...
Pozdrawiam serdecznie.
tęsknią za rodziną.