Melancholia wyzwolenia
O! Depresjo mroczno-rodna
krzepnącego w deszczu słońca
topielczego grzęzawiska wodo nieruchoma
w twój balsamiczny urok pleśni wpatrzony
ja odurzony klątwą dziwnych dni na umór
we wszystkim rozpoznaję już twój odcisk
wszystko wydaje się być określone tutaj
twoim królestwem wiecznego upadku
martwego apetytu na śmierć i procesu
w jednolitych stanach gorzkiej zdrady
Pamiętam ten okres mrocznego oświecenia,
gdy mijał mnie czas w cierniowym
zbliżeniu
i wabiące okazały się marzenia o wiecznym
spoczynku
w szkarłatnych spiekotach przestrachu i
rezygnacji
nie doświadczyłem jednakże prób
ostateczności
pozostając boso na zimnych popiołach
w półprzytomnych wizjach o utraconym
kochaniu
odkryłem zdolność pokochania twoich spraw
zalet i wszelkich wad poetyckość
Teraz
uzależniasz twórczość moją powrozami swych
historii
wiodąc w marszu dekadencję w czasach
obecnych tu obcości
rytmy słone i ostrzące jak przyprawa z
wnętrza piekieł
bywasz refleksem tajemnej wiedzy
smutkiem z idealnym z dawna skutkiem
są na krańcach walącego się nieporządku
sprawy, które straszą nas naszym własnym
rozumem
zamieszkały, więc we mnie surowe potrzeby
w ułamkach dzikiego spalania, gdy stajesz
się osłoną,
gdy stajesz się obrzydzaną kochanką
Bez lęku spocznę pod twym godłem
archaicznym
ty zamiennie unieś mnie raz jeszcze na
pięciu skrzydłach
przemijającego niepokoju do większych
źrenic
łudzących i strasznych pomysłów na
przyszłość
Z twego łona śmiertelnej chwały
wśród pokus wypić pragnę jad cuchnący,
gdy zbroczonym cierniem takim sromni
pozostanę wolny od zatruć
oddany tobie
poddanym szczepieniom zapamiętania
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.