Metamorfoza
To co zdaje się Krzykiem,
Przebija sie przez błonę
Czy to ból zrozumienia zamienia
Mnie w pusta osłone ?
To Drzewo, twarde
Korą zniewolenia
I ja, ten Liść, symbol
Uniesienia
Krąg
Kręgi ma Wodzie
To co rozwija sie w mojej
Głowie
Korzeniem, co spija
Nektar pijanego boga
Oddycha pyłem moich
Zmyśleń
A może jestem czystym
Błyskiem, co zanika
Szybciej niz pojawia
Się wirem Chaosu
By stać sie jego
Zasadą
Zatrzepotał motyl
Skrzydłem spóznionym
To ja uniosłem
Dłon by siebie
Zaskoczyć i sięgnąć
Wyżej w dół pokrzepienia
Tak powstał
Ocean mojego schorzenia
Zapłoneły iskry
W szybach moich okien
I zgasł w mej duszy, ten
Wieczny Płomien
Popiół ściele skarżysko
A Czas zamienia sie tylko
W Przyszłość...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.