Mgły
Ze snów zebrane mgły marzeń,
wykrzywiane dniem wracały do mnie
owite księżycowym pyłem,
splatały się we mnie dymnym kołem,
topniała przestrzeń przez kryty gniew.
Nocami wymawiały zaklęcia,
przysłaniały łzy pod malowanym welonem,
wśród koronek, wstążek przebrzmiałych
zacierały zmierzch szepcząc żal
na piersi rozlany.
Ze spojrzeń niezamierzonych
wyszywałam w myślach
szczęście,
po odgłosie kroków rozpoznawałam
miłość.
Nocami szukałam ust,
ust, których już nie było.
***
Zdrapana do krwi zbieram te mgły,
zamykam je w dłoni całując gęsty świt
by nie uronić, by nie uronić
żadenej z nich...
a każdą jesteś Ty.
Komentarze (3)
Pięknie piszesz manewrujesz słowami tak metafizycznie.
Pozdrawiam.
Milosc, ma rozne oblicza, jest piekna, ale i okrutna i
zla. Przychodzi i odchodzi, kiedy chce, nie pyta nas o
pozwolenie.
Ladny wiersz. Pozdrawiam.
piękne środki wyrazu ,piękna musiała być ta miłość do
której wracasz każdej nocy ,we śnie