Między jawą a snem
Zamykam cicho oczy, by ujrzeć oblicze
wesołe, uśmiechnięte, z iskrzącym
spojrzeniem
zielonkawych oczu, które niczym znicze
płoną, lecz w milczeniu, by nie spłoszyć
cienia.
Zakrywam dłońmi uszy, bo pragnę wyraźniej
słyszeć tęskne stąpanie, coraz szybsze,
bliższe,
przy akompaniamencie serca, co odważniej
na werblu postukuje, przerywając ciszę.
A usta w swej obawie, że jedynie smakiem
obejść się będą miały, rozchyliły wargi,
zwilżone niecierpliwym samotnym językiem,
lecz nie zdążyły szepnąć ani słowa
skargi...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.