Miłość komara...
Głodna miłość komara...
Już o wiośnie napisano
Ale o mnie zapomniano
Zaraz wszystkim wam przypomnę
Gdy komarów rój przyciągnę
Całą zimę sobie spałem
Ależ bardzo ja zgłodniałem
Najpierw ranna toaleta
Potem chrupnę se kotleta
Tu przelatuje tam wypatruje
Wszystko jak dawniej jest
Tylko, gdzie są ci ludzie
Bo już śniadanie chcę zjeść
Wreszcie znajduję kawałek ciała
Już za chwileczkę będę zajadał
Ale, sztuka mi się trafiła
A jakie piersi, biodra,malina
Zawirowały skrzydełka do góry
By atakować z impetem wichury
Wbijam żądełko czujki nastrojone
Jej ciało ,krew są już moje
Och, co za smaczek,rozkosz w gębie
Brzuszek napełniam łapką masuje
Ale coś mi tu nie pasuje(miłością krew
zakażona)
Bo ja zajadam i chuć już czuje
A jak chuć czuje szybko domu wypatruje
Brzuch jak balon( zeppelin) wszystko ze
mnie ulatuje
A w takim stanie mroczne życzenie
By na kolację jeszcze
skonsumować....przeznaczenie..
Komentarze (1)
Nawet zabawnie napisany wiersz, ale ja nie cierpię
komarów. Nad wodą stale ich wypatruję i z pewnością na
kolację ich nie skonsumuje.... Tu ten podmiot jest
taki przewrotny i miłością krew ma zakażoną.