O miłości inaczej
Pędził wędrowiec przez step, przez las.
Księżyc raz błysnął, to gdzieś znów
gasł.
Czarny jak noc rumak mknął w dal.
Gwiazdy świeciły, gdzieś het świerszcz
grał.
Za horyzontem czaił się cień,
Kraina zmarłych, mary, zły sen.
Szybciej, młodzieńcze! Ocal, co twe.
Szybciej, bo czasu jest coraz mniej.
Słychać z daleka płynącą pieśń.
Czuć swąd i siarkę, czuć zgniłą pleśń.
Wszystko kołysze, wyje i szczęka.
Krzyk, płacz i jęki, serce aż pęka.
I tam na brzegu, przy źródle leżała
Bezbronna, niewinna, w jasności skąpana
Niewiasta, co chłopcu serce oddała,
A teraz za niego w męczarniach konała.
Wezwała na pomoc siły złych mocy.
U nich szukała ostatniej pomocy.
Rzuciła na szalę nędzne swe życie.
Nie potrafiła już kochać tak skrycie.
Usłysz wołanie chłopcze nieczuły.
Wybiła właśnie godzina twej próby.
Zaniechaj swoje do dziewek konkury.
Złam namiętności zgubne pazury.
Jeśliś ją kiedy kochał prawdziwie,
Porusz swe serce tak niegodziwe.
Spojrzyj na drogą twarzyczkę twej pani.
Ona złożyła dziś siebie w dani.
Młodzian w ferworze pędzi szalony.
Oczy mu świecą, tak rozpalony.
Smaga rumaka ostrogą, co może.
Zapomniał o tamtych, co zostały we
dworze.
Strasznie i ciemno, zimno i strach.
Spod kopyt leci kurz i piach.
Szybciej bo życia przelewa się dzban.
Zanim tam czarci odprawią swój tan.
I wpadł tak przejęty w zmór czarny krąg.
Rzucił się z ostrzem w ich ciasny kłąb.
Miotał zaklęcia tajemne w tej głuszy.
Najszczersze, gorące, wprost z jego
duszy.
Rozstąpił się nagle rój mar i zmór.
Rozpierzchły się nędzne w ciemny bór.
Wypłynął znów księżyc i łańcuch gwiazd.
Rozbrzmiał anielski głos i blask.
Dzisiaj twe grzechy są odpuszczone.
Ciało i dusza znów połączone.
Bitwa wygrana, podnieś swój miecz.
Bywaj i wasze serca lecz.
Huknęło i prysło, twór nagle znikł.
Gdzieś w piekle słychać diabelski ryk.
Niewiastę kochanek począł nieść.
Poniosło i echo dobrą wieść.
Duszko ma najmilsza, otwórz oczy swe.
Będzie wszystko dobrze, koniec z tym, co
złe.
Klnę się na swe życie, tyś mą, a ja
twój.
Kochaj miła słodko, skończył się twój
ból.
I pojechali razem, przekroczyć strzechy
próg,
gdzie domu strzeże zawsze, kochany Ojciec -
Bóg.
I tam, gdzie sady, łąki, bezpiecznych
kontur wrót,
Założą kochankowie poczciwych ludzi ród.
Komentarze (2)
ślicznie:)
mi się podoba jestem pod wrażeniem.
"Będzie wszystko dobrze, koniec z tym, co złe"
fajnie :)
"Założą kochankowie poczciwych ludzi ród" jak legenda
:)
pozdrawiam