Modlitewny werdykt
Katarakta na mosiężnym oku opatrzności
–
Słońce które gaśnie i kruszy się w dłoni
–
Płonące drzewa w gryzącym dymie
przeszłości,
Poprzez nagły zgon sekundnika.
Dostrzegamy okiem świadka, widza,
ofiary.
Wciągnięci przez rozgrywającą się akcję
Zawieszamy się gdzieś pomiędzy
zmierzchem
A niepokojącym dylematem zachowań.
Pozostawieni na dwóch brzegach.
Z pogłębiającą się niewiedzą,
Bez przekonania w śmierć kliniczną
czasu.
Moje modlitwy dotarły za daleko.
I oto ona, teraz nadchodzi jak mgła
Delikatnie wpełzając w obszar świadomości
–
Atmosfera i jej energetyzujące usta.
Kapłanka poruszenia i jej werdykt.
Tarcza absolutna ostatniego miłosierdzia
–
Szaleństwo, obłąkanie – martwe
definicje.
To zwierciadlana zbroja wnętrza,
Odbiła porażający blask światła, już u
kresu.
Inaczej bym nie dotarł w bezpieczne
miejsce
Najczulej bijącego dla mnie serca.
Kochana …
Kochanej Dorotce w podzięce za to że Jest.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.