Mój przyjaciel kos
rozrzucona jak bukiet polnych kwiatów
na stole chłonę zapach krochmalu
uśpiony w nieskazitelnej scenerii marzeń
za chwilę obudzę się naręczem
w twoich dłoniach nie ważąc nic
a ty uformujesz mnie ze słów
zanurzając najskrytsze myśli o miłości
w ciekłej formie pragnień sprawisz
że stanę się świadkiem narodzin ciała
wyłonione z powolnie zsuwających się ust
nastanie niczym świt wołany kosa śpiewem
i wypełnisz mnie lekko dniem
otwierając oczy na życie
by w jednej chwili zabrać wszystko
zrzucając w ciemną przepaść
bym uczepiona twoich barków drżała
z ufnością patrząc na zachód słońca
Komentarze (17)
Bardzo na tak.
Ładna poezja.
Pozdrawiam.
Ślicznie.
Dziś już nawet babcie nie robią krochmalu...
Pozdrawiam :)