(moje własne Idaho… 7)
wyszłam na ulicę
o jakiejś chorej godzinie
nocno – porannej
drążyłam ciemność
słabym oddechem
ubrana jedynie
w nocną koszulę
wiersza
prześwitującą
moje
bezbronne ciało
korygującą opiekę biustonosza
zostawiłam w szufladzie
wyszłam na ulicę szczera
zdemaskowana swoją własną potrzebą
ekshibicjonistycznego wyrażenia
i stanęłam
spłoszona
zaintrygowana
przeciął mnie neon
wkłuł się
w czułe miejsce
pod powierzchnią
uklękłam
na rynku
pod pomnikiem
dawno pogrzebanego Fryderyka
(gdzie indziej Fredry
nie próbowałam modlitwy
i nie chciałam prosić
wyciągnęłam rękę
po kamienną
dłoń
skrzypiec
które już nigdy nie zabrzmią
wyciągnęłam rękę po towarzystwo
w przeznaczeniu
wyszłam na ulicę
o chorej godzinie
bez kasy na taksówkę
żeby wrócić
Komentarze (12)
Wazne, ze wrocilas.
Wiersze Twoje, z przyjemnoscia czytam, zatrzymuja, sa
pelne emocji, czuje sie je, bywa, ze nie wymagaja
komentarza.
Pozdrawiam Marto:)
milyena, zgadłaś, policyjną "suką" też jechałam...
Czy się to nam podoba czy nie, życie bardzo dużo od
nas zależy. Jeżeli nie mamy ochoty albo nie potrafimy
się właściwie do niego ustawić to szybko możemy się
okulawić.
Fajny, smutny wiersz. Błądząc w życiu możemy nie
znaleźć powrotnej drogi i trafić na jeszcze gorszą.
Pozdrawiam. Miłego wieczoru ;)))
czyżby- droga bez powrotu...
Pozdrawiam z podobaniem :)
Mi też się podoba!
A taksówka sama się znajdzie. Darmowa. W kolorze dark
blue z napisem policja ;)
Pozdrawiam :)
... Twoje wiersze zatrzymują ... kawał dobrej
poezji... Pozdrawiam :)
Kolejna część, bardzo ciekawa i taka życiowa,
okraszona smutkiem, pozdrawiam :)
podziwiam pozdrawiam
poezja...
Marto zawsze piszesz świetnie, ale niestety ja tak jak
Danusia nie potrafię się wgryzać w wiersz, a może też
już jestem na to zbyt zmęczona o tej porze.
Dobrej nocy życzę i miłego weekendu również:)
Witaj Marto. Tak chyba wyglada nasze pisanie,
wychodzimy o nieprzyzoitej godzinie, bo wtedy oprocz
pomnika nikogo nie bedzie komu moglibysmy powierzyc
'nagosc' pomimo koszulki, ktora jest, ale niczego nie
ukrywa, bez korygujacego stanika... i klekamy tak w
calym swoim bolu, w calej swojej niedoskonalosci,
tylko po to aby dotknac cokolwiek, kogokolwiek, nie
oczekujac niczego w zamian oprocz obecnosci, nawet
gdyby to miala byc kamienna dlon...nawet jesli nikt
nie zrozumie tego pisania ale wie ze jestesmy... Moc
serdecznosci Marto. Podpisuje sie rowniez pod slowami
Mirabelli.
Marto - kocham twoje wiersze, one gadają - tak pieknie
, jesteś jedną , jak nie jedyną,najlepiej tu piszącą.
( ale to moim skromnym zdaniem oczywiście)Dzisiejszy
wiersz mnie oczarował . Gratuluje pisarskiego talentu
.