Mucha
Pewna muszka, jak co dnia, na konsumpcję
mając chęć,
Zamierzała na łączkę lecieć metrów sto
pięć.
Strasznie było daleko do tej muszej
stołówki,
Gdzie na trawce zielonej wypasano
jałówki.
Za namową kolegi, lecąc drogą na skróty,
Wpadła mucha do sieci, aż z nóg spadły jej
buty.
W główce myśli się kłębią, strach z jej
oczek wyziera,
Rozglądając się czujnie sama nie wie, co
teraz.
A zza pleców głos kumpla, chcąc jej dodać
otuchy,
Bzycząc cicho do ucha, tak przemawia do
muchy:
„Sytuacja jest super, na bok strach
czy panika.
Tu konieczna jest tylko całkiem inna
optyka.
Odrzuć garb swych doświadczeń, dostrzeż
sieci tej blaski”.
Nagle zewsząd zaczęły ich dobiegać
oklaski.
„Sieć ci skrzydła krępuje? Jesteś
przecież wysoko.
Jakiś metr, metr dwadzieścia, patrząc na
moje oko.
Czy ci wyżej potrzeba? A rozejrzyj się w
koło.
Jak tu ciepło, serdecznie, przyjacielsko,
wesoło.
Jak tu czysto, jak lśniąco, ile smacznej w
krąg strawy.
Ty nie musząc jej szukać możesz zażyć
zabawy”.
Jakąż strawę masz w myślach? – spyta
muszka zdziwiona.
Czy tę, która tkwi sztywno w tych
„przytulnych” kokonach?
A zabawa? Co słyszę? Jak mam bawić się?
– pytam.
Wszak, gdy pająk ją zacznie ja wyciągnę
kopyta.
„Odpręż się, pełny relaks, nie bądź
już taka spięta.
Czy do końca dni swoich wolisz jeść
ekskrementa?”
Muszka patrzy i słucha, a po chwili
wyjąka:
Wolę sama jeść kupę, niż być kupą
pająka.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.