Nasz wielki dom
Z za krat okiennych nocą szarych
Rozmyty obraz świata w mroku
Parku trawników i drzew starych
Odwiecznych więźniów mego wzroku
I pośród ciszy barwy nocnej
Bezczelna zorza dumnie wschodzi
Wyrywa ze scenerii mrocznej
By skąpać dom nasz w swej powodzi
By białym ścianom zabrać szarość
Lamperii brudnej zwrócić zieleń
W miejscu gdzie wciąż zagląda starość
I sióstr jej chorych aż tak wiele
Zimny korytarz już rozświetla
Bladym odcieniem pomarańczy...
Szur, szur wychodzą z sal pacjenci
oddziału
Chlap, chlap noga za nogą pomału
Po mistrzowsku związani paskami
szlafroków
Lekami otępieni i nie świadomi kroków
A miedzy nami pielęgniarki, lekarze i
sanitariusze
Ci normalni, ci zdrowi których oglądać
muszę
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.