Nasza klątwa narodowa
Czy ja jestem w rzeźni? Dookoła same
ścierwo,
i płacze bezsilnością, naiwne
społeczeństwo.
Nie dasz nabrać się na krzyż? Jasne, że się
nabierzesz!
Bo ten symbol to jedyna droga do
zbawienia.
Nie ważne kto nim rzuci pod twe stopy,
klękniesz i ukorzysz się, jak sługa w imię
boże.
Nie używasz mózgu. Tylko gra skojarzeń,
religia znaczy Pan. Pan jest dobry,
doskonały.
No więc stoi armia takich, co przywdziali
złote szaty,
nadali rangi swej misji, ale to ty stoisz
na baczność.
Jacyś biskupi, papieże, kardynałowie,
wszystko dla Boga! Hipokryzja pod osłoną
świętej drogi.
Byle więcej, byle wyżej skoczyć na
trampolinie władzy i wpływów,
Byle dłuższa kolejka do założenia kagańca
na umysły niewolników.
Przecież to nie ma nic wspólnego z Bogiem,
a Jezus dławi się postawą koloratek,
gdy kielichy złote i złote szaty, w złotych
świątyniach, bogatych pałacach.
Bieda gdzieś z boku kwiczy zarzynana
losem,
prosi o kromkę chleba. Wszak trza karmić
głodnych.
Bieda nie ma jutra, kalendarz kończy się na
wczoraj,
a katolicyzm bogatszy z dnia na dzień,
oblizuje wargi spieczone próżnością.
Pokaż mi człowieku jaśnie oświecony,
gdzie w tej religii dostrzegasz jakiś palec
boży?
W tych datkach na kolejne bogate kościoły,
albo radiową politykę?
W tym jadzie rzucanym w odmienności? A może
w zgwałconych dzieciach, pod papieskim
krzyżem?
W grubasach dumnych z swej żelaznej ręki,
trzymającej wiernych za mordy?
W nieprzebranych majątkach sług bożych,
plujących na biedotę?
Gdzie tutaj nauki Chrystusa miałyby się z
naukami kościoła krzyżować?
Jeden zaprawdę krzyż ma dziś siłę! Krzyż
zrzucony tępocie na ramiona.
Dźwigacie go w imię swego Pana, choć nie on
was powita w niebie,
lecz Szatan drwiący z głupoty tych, co
wierząc na wszystkie strony rzucali
kamienie.
Jak Maria Magdalena, tak dziś zaszczute
społeczeństwo świadomych,
kamienujecie ich z nienawiścią. Czy
kochacie Boga?
Ja rozumiem amnezję i starcze pomylenie,
może zapomnieliście lekcji religii, a
Biblia poszła w ziemię.
Ale jak to jest z tymi religijnymi
przywódcami,
że potrafią porwać się na Boga, byle
odebrać mu owieczek stada.
Niech stracę, jeślim heretykiem, ale nie
nabiorę się na symbol krzyża,
zostawiam to motłochowi, co stokroć
bardziej ode mnie pluje nienawiścią.
Wiem w co wierzę, nie potrzebuję wykładu
Dyrektora,
za opłatę co łaska i z podniesionym
mieczem, na wrogów Kościoła.
A wy idźcie dalej za swym Pasterzem,
wprost do piekła moi drodzy. Szatan ma tam
dla was miejsce.
Dla fanatyków, co mózg wrzucili do pieca,
by lizać tyłek Dyrektora,
bo tylko ten Bóg ich prawdziwym.Nasza
klątwa narodowa!
Komentarze (3)
Uczmy się od kleru wszystkiego, szczególnie mówić
jedno, a robić co innego. Za prawdę obijają pyski, a z
kłamstwa można ciągnąć niezłe zyski. Bez miłości nie
ma żadnego kościoła, a to co u nas, o pomstę do nieba
woła.
To właśnie Twój wiersz zdopingował mnie, aby wstawić
swój.Masz wiele racji w swoim wierszu,lecz wiara nie
ponosi żadnej winy za politykę do której się włączyli
księżulkowie i moherowe berety - tak długo jak ludzie
sami nie zobaczą kogo popierają, tak długo dobrze nie
będzie.Jestem jeszcze tego pokolenia co wiele przeżyło
złego i dobrego. Potrafię rozróżnić dobro od zła...ale
to co się teraz dzieje to nie potrafię nawet tego
określić. Wiersz Twój może troszkę chaotyczny -
niemniej dobrych akcentów też sporo
posiada...powodzenia
Literówka się wkradła. /a katolicyzm bogatszy z dnia
na dzień, oblizuje WARI spieczone próżnością.
Pozdrawiam