Ludzie. Potwory.
Zabierz ode mnie te czarne macki
rzeczywistości.
Poszczuj moich wrogów swoją siłą. Wywalcz
dla mnie drogę ku wiecznej wolności.
Zabierz mnie stąd. Nie chcę żyć w świecie
fanatyków spod krzyża i ambony,
nie chcę dławić się polityczną obłudą,
hipokryzją na salonach.
Daj mi wiarę i nadzieję, że to tylko
koszmar zmęczonego Boga.
Wmów mi, a uwierzę, możesz nawet skłamać
bez wysiłku.
Byle tylko nie patrzeć na świat, który się
stacza. I siebie pośród mrocznych jego
pomników.
Sprzedaj mi bajeczkę o kolorowych ptakach i
krainach płynących słodkim sokiem,
wyszydź mą naiwność, jeśli chcesz! Ale
skorzystaj z niej, ile tylko zdołasz!
Bo potknąłem się idąc drogą świadomości,
zapłakałem żałośnie, kiedy odkryłem
tajemnicę ludzkości.
Chciałem bardziej poznać, by mocniej
jeszcze pokochać.
I poznałem. Konam zbyt wolno, by nie
cierpieć wśród milionów.
Albo odbierz mi zboczenie spojrzeń na drugą
stronę medalu,
podaruj ślepotę. Zaszyj wargi i powieki,
jak innym wciśnij twardy dysk w ciało.
Skoro żaden miecz nie może przeciąć
pancerza ludzkiego otępienia,
wolę nie wiedzieć! Nie cierpieć grzechem
postępu w systemach.
Choć z drugiej strony, ciężko będzie być
świnią czekającą na rzeź, otumanioną
pozorem,
ale to lżejsze jest niż wiedza o nas.
Ludzie. Potwory.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.