I nic ja..., nie wiem co sie stało.
Kiedyś zabłądziłem w ostępy ogrodu,
niby bez powodu.
Lecz już wtedy miałem "pomysły kudłate",
ona była mama, a ja grałem tatę.
Kiedy klęczeliśmy naprzeciwko siebie,
tak dokładnie nie wiem,
gdzie ją dotykałem, lecz było wspaniale,
pod cienką koszulką miała piersi małe.
Gdy dotknąłem lekko, oczęta przymknęła,
i gdzieś odpłynęła.
Wtem, ni z tąd ni z owąd, zasłabła
bidula,
omdlała na trawę, musiałem przytulać
odsłonięte ciało swoim własnym ciałem,
nie wiem co się stało, wtedy pomyślałem,
że piękne to ciało, nie wiem, co się
stało.
Potem powiedziała, że troche bolało,
i krew poleciała. Nie wiem co się stało.
Słońce było piękne, w głowie mi
szumiało,
i ptaszki śpiewały, nie wiem co sie stało.
Komentarze (2)
A teraz wiesz Zbereźniku ? ha ha ha
a ja sie domyślam coś zrobił dziewczęciu. Lecz zamknę
swe usta i pomilczę z chęcia...uśmiechnęłam sie do
lustra. Podoba mi się Twoja sielankowość w wierszu.