nie uniknione....
jest takie wzgórze
na którym żyć dziś muszę
pędzę dnia każdego
by sięgać nieba mego
w nim pełno serca uczuć
miłości i kwietności
na łąkach mych młodości
gdzie słowik gra w mych uszach
melodii czułym śpiewem
radości wszystkim niesie
widoki karmią myśli
obłoki tulą ciało
i tak mi wciąrz za mało
i wciąz jest mi za mało
tej rajskiej przyjemności
lecz tak wiem że
serce moje chce
pozostać wieki tu
z miłościa duszy tchu
spoglądam z góry na dół
i widze samą nedzę
na górze sama słodycz
na dole ludzka pręga
widoczne małe zwierze
szukając szczęścia w wierze
i mocy bożej w chlebie
odnaleźc wciąż chce siebie
więc modli się do Ciebie
lecz pomoc znikąd przyjdzie
i głosem nikt nie wyjdzie
dopomóc staruszkowi
ciemnota słoni oczy
i twarz pościelą słoni
a diabeł ryczy śmiechem
że zwierza myślą niesie
w marności i kruchości
do krain samotności
rozumu znaleźć przecie
nie można gdzieś w zaświatach
nadzieja matką głupich
i złudnym lekiem świata
koniec wschodzi światłem
zaznacza swe istnienie
okrąża swoją ręką
ludzkości.. ich marzenie
oszczędza tylko dobrych
zabiera ich do siebie
wydrąża duży tunel
wskazuje ocalenie
tych drugich zwala w przepaśc
w czeluści zapomnienie
zamyka obie drogi
dopełnia przeznaczenie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.