Nienawidzę deszczu.
Mam takie jedno miejsce,
Do którego dostaję się przez mur,
Najeżony odłamkami szkła.
Na nowo otwieram rany,
Bo tyle wyrzeczeń kosztuje
To miejsce, którego nikt nie zna.
Otoczone drzewami,
A jedynymi gośćmi jesteśmy tylko ja,
Księżyc i Słońce.
Z daleka od banalnie brzmiącego:
Wszystkiego, co mnie otacza,
I tylko deszcz...
Nieproszony gość,
Persona non grata Deszcz,
Małpuje moje łzy.
Ale właściwie to on każe mi
Wrócić wśród ludzi,
Wygania mnie stamtąd.
Mogę w Księżyc rzucać kamieniami,
Za to, że patrzy jak śpię,
Widzi to, co ja w snach.
Mogę Słońce obrzucać obelgami,
Że nie przestaje świecić,
I budzi się, co dnia od początku świata.
Tyle wyrzeczeń żeby tu się dostać,
A ten Deszcz pada,
Wybaczam mu, że mnie wygania,
Bo mogę tu na nowo powracać.
Komentarze (1)
Szczerze nie do końca zrozumiałem ten wiersz, ale
koniec mi się podobał ;-) pozdrawiam