Niewinny to ja
Poszedłem swą drogą, drogą tą przez
ciernie.
Mówili nie idź tędy, bo poranisz serce
Lecz ja ich nie słuchałem, jestem przecież
sobą,
Nikt nie będzie mi mówił jaką iść mam
drogą.
Nazwali mnie niewinny, choć taki nie
jestem,
Kochałem zapach raju i świeże powietrze.
Pragnąłem mieć przyjaciela, nie wiadomo po
co,
Być może po to by nie płakać z samotności
nocą.
Lubiłem patrzeć w gwiazdy, słuchać nocą
rocka,
Pisać wiersze o świcie, sypiać tak jak
sowa.
Wstawałem razem z księżycem, kładłem spać
się z myszami,
Wiedziałem, że się pogrążam, z dnia na
dzień gdzieś w otchłani.
Chwytałem oddech jak ryba, która nie chce
umierać,
Lecz z drugiej strony ochota- uciąć to
wszystko tak teraz.
Wziąłem pistolet do ręki,
Przyłożyłem do skroni,
Pociągnąłem, spust strzelił,
Zimna krew na mej dłoni.
Zobaczyłem Anioła, schylał się nade mną,
Zapytał "co robisz Niewinny?
Chcesz już iść wraz ze mną?
Jesteś taki bezmyślny, nie szanujesz
życia
Czy nie mógłbyś raz chociaż wyjść na świat
z ukrycia?
Bóg sam patrzy na ciebie,
Płacze razem z tobą
Wiedz, że jest on dla ciebie twym Ojcem-
twą ostoją."
Czy przeżyłem tą próbę?
Czy warto to było?
Czy dobrze się to wszystko dla mnie
zakończyło?
To nie anioł przemówił lecz strzykawka w
pięści
Oddałem swój strzał, ten złoty, tak- to
koniec treści.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.