No, to jesteśmy umówieni
Już 4-ty odcinek
6.
Po niepełnych dwóch godzinach grania w
takich tylko parach, w jakich sobie życzył
Filip, czyli on z Maćkiem lub z Basią, po
sześciu w sumie roberkach, okazało się, że
najlepszą punktacją łączną może pochwalić
się Marta. Obaj panowie spinali się, jak
mogli, ale na razie zajmowali trzecią i
czwartą pozycję. Dziewczyny znacząco
popatrzyły na siebie i starsza z
siostrzyczek, właśnie Marta, zawyrokowała
jakby nieprzypadkowo zgodnie ze stanem
rzeczywistym:
– No, có ż powiedzieć, drodzy panowie,
widać chyba, że koniaczek wam nie sprzyja w
osiągnięciu dobrych wyników.
– Droga szwagierko, koniaczek zawsze nam
sprzyja, natomiast niefortunnie układają
się inne czynniki obiektywne – spróbował
zaoponować Maciek, ale nie trafiło to do
przekonania jego Basi, która poparła
stanowisko siostry:
– Marta nie pije wcale, więc jest na
pierwszym miejscu. Ja piję troszeczkę, więc
jestem na drugim. Wewnętrzną sprawą między
mężczyznami jest, który z nich wypił
więcej, ale to nie zmienia faktu, że
zajmujecie, kochani, dwie ostatnie
zaszczytne pozycje w tabeli.
– A co na to nasz drogi Filip, który nie
chce ze mną grać w parze? – z wyraźnie
podkreśloną zjadliwością spytała Marta. –
Nie trzeba być mistrzem świata w
psychologii albo sporcie brydżowym, żeby
zauważyć koincydencję między moim pierwszym
miejscem w tabeli i kolegi ostatnim, a tym,
co nazwałabym na roboczo postponowaniem
dobrego gracza.
– Nie zostaje mi nic innego, jak tylko
prosić o wybaczenie i zaproponować jeszcze
co najmniej jednego roberka, w których
zagram z panią mistrzynią świata – ukłonił
się z wyraźną przesadą lekko skonfundowany
Filip. – Zechcesz, o pani, w końcu zagrać
ze mną w jednej parze?
– Będzie to dla mnie prawdziwy zaszczyt,
chociaż na tym etapie współzawodnictwa nie
gwarantuję sukcesu.
– To prawda, po sześciu już rozegranych
robrach zagranie jeszcze jednego, siódmego,
nie przyniesie ci, Filipie, pierwszej
pozycji końcowej – podsumowała Basia. –
Nawet po wygraniu szlema z rekontrą po
partii i tak będziesz miał miejsce najwyżej
miejsce drugie w tabeli, nigdy pierwsze.
– Nie przesadzajmy, nigdy mi nie zależało
na najwyższych pozycjach w tabeli.
Spróbujmy tego jednego jeszcze, siódmego
robra, po którym będę się zwijał do
domu.
Trzeba przyznać i zauważyć, że po tej
jednej, ostatniej rozgrywce w parze z Martą
Filip osiągnął jednak sukces i to
bezprecedensowy – przesunął się na drugie
miejsce w tabeli, tuż za swoją wreszcie
zaakceptowaną partnerką. Dopomógł w tym na
pewno nie szlem, ale szlemik w bez atu,
którego po partii Basia chyba celowo
skontrowała (aby dać szansę zarobić dużo
punktów przeciwnikom). Siostra jej, Marta,
czujnie zrekontrowała, a następnie
znakomicie rozegrała, w kluczowym momencie
decydując się na impas na damę karową,
znajdującą się w ręku Basi (niewykluczone,
że po zachęcie, czyli po mrugnięciu prawym
okiem do rozgrywającej). Efekt był taki, że
na zakończenie wszyscy uśmiechnęli się do
siebie nawzajem z zachwytem dla zagrań z
najwyższej półki w wykonaniu Marty, co
doprowadziło ją do jednoosobowych oklasków
dla Filipa, który zaskoczony geniuszem
brydżowym partnerki nie zdążył zareagować w
sposób właściwy (to on powinien klaskać,
niekoniecznie odwrotnie):
– Brawo dla mojego wspaniałego partnera
brydżowego!
Była godzina jedenasta, gdy Marta z Filipem
razem wyszli z gościnnego mieszkania Basi i
Maćka Olbrychów i zgodnie udali się do
stacji metra. Zamierzali wspólnie
podróżować co najmniej do stacji Ratusz,
skąd Filip udałby się do swojego mieszkania
na Muranowie, a Marta pojechałaby już dalej
sama o jedną stację dalej, ponieważ na
ulicy Zajączka znajdowało się jej lokum,
zajmowane od nieco dłużej, niż pół roku, po
zakupieniu z pomocą finansową niezawodnych
rodziców.
Jedno z pytań, które cisnęło się na usta
Filipowi, było związane z tym, jak Maciek
uzasadnił swoje zaproszenie na brydża, gdy
rozmawiali w trakcie zajęć laboratoryjnych:
– "Rejsowie mają być o siódmej" – tak mi
powiedział Maciek kilka godzin temu – Filip
zwrócił się do Marty po ruszeniu kolejki ze
stacji Natolin, gdy usiedli obok siebie w
niemal wyludnionym wagoniku. – Czy ty
wiesz, o co tu chodziło? Kto to są ci
Rejsowie? Ty i Robert?
Czyjekolwiek podejrzenie o wzajemne
niedopasowanie Filipa i Marty już w tym
momencie stałoby się konkretnie
uzasadnione, gdyby nawet ktoś miał jeszcze
wątpliwości. Marta zaczerwieniła się i
odwróciła twarz do ciemnego, szybko
przemykającego tła w tunelu za oknem
wagonu. Dopiero po jakimś czasie Filip
domyślił się, jak musiał ją tym pytaniem
wkurzyć.
– Czemu mnie się o to pytasz, a nie Maćka,
z którym rozmawiałeś i u którego byliśmy
oboje w tej samej roli gościa? –
odburknęła, nie odwracając lekko już
załzawionych oczu do towarzysza podróży. –
Od lat jesteście przyjaciółmi, kumplami, a
ja mam wam pośredniczyć w wyjaśnianiu
tajników wspólnych wydarzeń
towarzyskich?
– Nie miałem czasu na dłuższą, wyjaśniającą
rozmowę telefoniczną, prowadząc swoje
zajęcia na uczelni. Maciek zadzwonił, ale
nie wszystko zrozumiałem, zaś potem
zapomniałem. Teraz sobie przypomniałem,
więc uprzejmie się pytam.
– Uprzejmie się pytasz, a ja uprzejmie
odpowiadam: Robert nazywa się Rejs, a ja
wciąż jeszcze primo voto Lipowska. Mieliśmy
być razem na brydżu u Olbrychów, przy czym
o twojej obecności nie wiedziałam w ogóle,
aż do chwili wejścia do ich mieszkania. Can
you understand(*)?
– Robert Rejs – nie znałem tego nazwiska,
tylko imię ... Maciek mnie nie uprzedził o
wszystkim we właściwym czasie. Na dodatek
wciąż nie wiem, po co właśnie mnie
zaprosił. Robert ponoć się rozchorował.
– To, powiedzmy, oficjalna wersja. Robert
Rejs to mój były już facet, którego sobie
przygruchałam po tym, jak ty mnie puściłeś
kantem na ubiegłą wiosenkę. Ostatecznie
rozstaliśmy się z Robertem właśnie dzisiaj,
ale żeby nie robić sensacji, Maciek ubrał
to w inne niż prawdziwe słowa. Pasuje ci
taka moja odpowiedź, Filipku?
– Mimo to nie zrezygnowałaś z brydża ... w
trójkę?
– Owszem, Filipku, można od biedy grać w
trójkę. Basia, jak doskonale wiesz, to moja
siostra, więc zaproszenie mnie do nich
przez szwagra nie wzbudziło żadnych moich
obaw. O nieobecności swojej Robert sam
osobiście zrezygnował, po dosyć burzliwej
rozmowie dzisiaj ze mną. W jakim celu
zamiast tego Maciek zaprosił ciebie, wbrew
twoim jak wiemy zastrzeżeniom? Nie mam
pojęcia, Filipku. Musisz się jego spytać,
aby lepiej pojąć swoje rozczarowanie z
tytułu niespodziewanego spotkania z moją
skromną osobą.
Filip dobrze wyczuwał zdenerwowanie Marty,
wciąż wpatrzonej w brak pejzażu za oknem.
Łez nie udało się jej opanować, więc poczuł
się zobowiązany do strojenia roli
dżentelmena, towarzyszącego biednej,
zapłakanej kobiecie. Gdzieś na wysokości
stacji Politechnika wydał oświadczenie:
– Nie wiem, jak to ująć, ale nie mogę cię
tak zostawić samotnej w środku nocy. Czy
pozwolisz, że cię odprowadzę do domu na tym
twoim Żoliborzu?
– Może to jakiś zbytek łaski, Filipku? Na
stacji Warszawa Gdańska miałam zamiar wziąć
taksówkę. Na razie stać mnie na to, więc
nie musisz się o mnie tak troszczyć.
– Okej, może i nie muszę, ale jeśli chcę,
to czy nie zgodzisz się na to mimo późnej
pory? – odparł Filip. – Taksówkę również
mogę opłacić, mnie też na razie na to
stać.
Marta po raz pierwszy spojrzała na niego.
Mimo wszystko lubił takie z nią chwile –
płacząca, ale już uspokojona kobieta miała
błyszczące oczy i pięknie drżące usta.
Nerwowo dotykała palcami do lewego
policzka, dość nieskutecznie próbując do
końca się opanować. Krótkotrwały, bo ledwie
półroczny ich związek obfitował w takie
wydarzenia aż do zerwania wczesną wiosną
tego roku. Filip poczuł się
dowartościowany, że Marta wciąż być może go
kocha – chociaż szkoda, że to nie Zosia
("dobry rydz, niż nic"). Postanowił jej
towarzyszyć, ale ona miała wciąż z tym
problem.
– Co będzie potem? – zapytała bez ogródek.
– Zostaniesz ze mną na górze, bo jeszcze o
mnie chcesz pamiętać?
– Tak, Marta, zostanę z tobą, jeśli
pozwolisz.
– W roli pocieszyciela?
– W roli, w jakiej będziesz chciała. Masz
chyba przecież jakieś drugie łóżko u
siebie?
– Tak, oczywiście, że mam. Tak samo, jak
czajnik do herbaty, sok w butelce, mydełko
w łazience – co tylko chcesz.
– No, to jesteśmy umówieni. Zadzwonię tylko
do ojca, że nie wrócę dzisiaj na noc i żeby
się nie martwili.
(*) Can you understand? - (ang.) Czy
rozumiesz?
https://www.youtube.com/watch?v=A7VTiP5dl9o
Komentarze (6)
czytam dalej z zaciekawieniem.
od kart jestem daleko na noc zawsze wracam uwielbiam
grę słów ...
Krystek
Sławomir
Szadunka
Bardzo dziękuję za wizyty, czytanie i komentarze.
Będzie jeszcze następny odcinek, potem chyba jeszcze
jeden. O miłości można pisać i pisać. Pozdrawiam
serdecznie.
Opis gry w karty i gra słów interesująca, jak i to,
jak dalej potoczą się losy bohaterów.
Pozdrawiam serdecznie.
Za poprzedniczką.
A rozwój akcji tzn. końcówka tej części bardzo mi się
podoba.
Z zaciekawieniem i podobaniem czytałam. Udanego dnia z
pogodą ducha:)