Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Dojrzewanie

Odcinek 5-ty

Filip na jej nieśmiałe pytanie jasno odpowiedział, by nie nastawiała żadnej muzyki. Nie był też zainteresowany, aby światło świeciło się w przedpokoju (tego zza okna wystarczy). Rozebrał Martę swoimi zimnymi dłońmi, tylko przy biustonoszu musiała mu pomóc. Było już dobrze po północy, gdy zaczęli się kochać, razem po raz pierwszy od ośmiu miesięcy. Powtórzył jej coś takiego, gdy wprost zapytała:
– Tak, Marto, nikogo nie miałem oprócz ciebie, także i przedtem, przed tym ostatnim lutym czy marcem.
Nie wiedział, czemu tak słodko skłamał, bo przecież cały czas była Zofia, a w sposób zwyczajny i namacalny także zielonooka Hania, kiedy próbował pocieszyć się w jej ramionach po wyjeździe tamtej z Markiem do dalekiej Kanady.
Nie był zazdrosny o Roberta, więc gdy chciała go przeprosić, odpowiedział szeptem po prostu:
– Nie przepraszaj mnie za Roberta. Nie zachowałem się wtedy zbyt elegancko, prawda? To ja ciebie przepraszam, Martusiu, za tamto wtedy, na przedwiośniu, i za to wczoraj.
Kochali się cicho i spokojnie, niemal po ciemku i bez muzyki pod jakąkolwiek postacią. Pościel pachniała bzem albo jaśminem, a może czerwcową koniczyną, Filip nie był w stanie rozróżnić. Od tego pachniała także gładka skóra Marty, natomiast jasne jej włosy na pewno zwykłym szamponem jabłkowym (to akurat potrafił określić). Ona wyczuwała zapach koniaku z barku w Maćka i Basi mieszkaniu, gdy ją całował, niezbyt namiętnie, ale jednak z odczuwalnym zaangażowaniem, częściowo dzięki wspominaniu Zofii, czego nigdy nie potrafił się pozbyć. Nie trwało to może zbyt długo, ale Marta była wdzięczna losowi, że w ogóle, że wreszcie, że do niej wrócił i ją objął niezbyt jeszcze gorącymi ramionami. Była w jakimś stopniu szczęśliwa, choć nie zamierzał nawet sprawić, by poszybowała w chmury albo ku gwiazdom.
Gdy w środku nocy oboje otworzyli oczy, nie zapomniała o tym, by mu złożyć życzenia imieninowe (doskonale pamiętała, kiedy miał imieniny, bo rok wcześniej w ogóle się poznali o tej samej porze roku). Ucieszył się i pewnie dlatego kochali się jeszcze raz, tym razem już znacznie bardziej namiętnie, patrząc sobie w oczy i studiując uważnie i wzajemnie swoje reakcje na dotyk, na pocałunki, na pieszczoty, westchnienia i przyspieszone oddechy. Po raz pierwszy od lat Filip nie myślał już o nikim innym, tylko o Marcie. I nie marzył też o nikim innym, bo ona potrafiła tamte jego dalekie wspomnienia zastąpić sobą i swoją miłością – wciąż żywą i delikatną, taką jeszcze młodzieńczą, trochę dziewczęcą.
Obudzili się o ósmej, tak samo objęci, jak zasnęli trzy godziny wcześniej. Nie musiała nic wyjaśniać, ale chciała to zrobić:
– Kocham cię.
Nie odpowiedział, choć nie wypuścił jej z ramion, więc zapytała znowu, może spłoszona jak małe zwierzątko:
– A ty?
– Nie wiem, Martusiu, czy potrafię kochać. Zależy mi na tobie. Dlatego wczoraj przyszedłem do Olbrychów, choć czułem, że oni coś kombinują, byśmy się znowu spotkali, pierwszy raz od sierpnia, choć miałaś już wtedy kogoś innego.
– Tak, to prawda. Przepraszam cię, Filip.
– Postawiłaś jednak na swoim i znów mnie przepraszasz.
– Kocham cię, Filip.
– To nie fair, bo ja tak nie umiem, tak kochać i tak przepraszać. Wiesz dobrze o tym, Marta, bo mnie już znasz.
– Bądźmy oboje poważni i odważni w miłości – oboje narozrabialiśmy, teraz oboje mamy szansę to naprawić. Chyba, że nie chcesz.
– Chyba chcę, choć nie wiem na pewno. Musisz mi pomóc, a teraz zamiast tyle gadać i leżeć w tym twoim łóżku, lepiej wybierzmy się gdzieś na spacer, przy sobocie i jesiennej pogodzie.
– Gdzie na przykład? Masz imieniny, więc wybierasz.
– Zacznijmy od kawy, bo chyba masz coś takiego u siebie? Ja skoczę tu gdzieś obok po jakieś bułki, może ciastko, przecież już wszytko jest otwarte.
Gdy Filip zadzwonił około dziewiątej z piekarni na Placu Wilsona, Marta powiedziała mu, o co prosi, by kupił. Zapakowali mu wszystko elegancko i przed dziesiątą byli oboje po wspólnym śniadaniu, pierwszym od ponad ośmiu miesięcy.
Filip nie był pewien, czy tego chce, co na pewno pragnęła osiągnąć jego nowa – stara partnerka (stara tylko dlatego, że na nowo odzyskana, albo on dla niej). Tego mianowicie, by to był pierwszy wspólny weekend, po którym nastąpi nieskończona ilość następnych, też wspólnych, pomiędzy którymi będą wspólne poniedziałki, środy, piątki i wszystkie inne, kolejne dni. Tak, jak pytała go siostra o ustatkowanie się – teraz sobie odpowiadał, że też tego by chciał i nawet już wiedział z kim, choć nie wiadomo, na jakich warunkach. Marta wiedziała, choć on nie, że to można już nazwać miłością, odzyskaną, odnowioną i upiększoną w stosunku do poprzednio źle zapamiętanej. Mimo tego, co ich różniło, oboje chcieli to uczcić, tak jak i jego imieniny. Kobieta miała jednak pierwszeństwo wyboru, więc to ona zaproponowała:
– Pojedźmy do Ogrodu Saskiego, a potem na Starówkę.
– Jak najbardziej. Ja wszystko stawiam, obiad itp. Jesteś moim gościem, choć możesz mnie prowadzić za rękę gdzie sobie tylko chcesz, tu i tam według twojego widzimisię.
Po dwunastej w południe, przy pięknej słonecznej pogodzie, Ogród Saski tętnił życiem na tyle, że miejscami trudno się było przecisnąć pomiędzy spacerowiczami, rolkowiczami, rowerzystami, wózkami z dziećmi, pieskami, sprzedawcami waty cukrowej, lodów i słodyczy.
Marta rzeczywiście prowadziła go za rękę, a Filip na to pozwolił bez marudzenia. Była coraz bardziej szczęśliwa i coraz bardziej to było po niej widać, po jej lśniących oczach, roześmianej twarzy, gestykulacjach i wirujących na wietrze, lekko tylko upiętych włosach. Filip i w tym pozwolił się jej prowadzić, w ich drodze do satysfakcji na polu erotycznym, gdy piękno i powab kobiety spełnia szczególnie istotną rolę. A ona w granatowym kostiumie, czerwonej bluzeczce i pantoflach na wysokich obcasach sprawiała wrażenie pięknej, szykownej warszawianki, bo przecież taką już była, choć przyjechały obie z siostrą z Podlasia, a dokładnie z Bielska Podlaskiego. Spacerowali z lubością obserwując kolory jesieni wśród dywanów kwiatów i liści, stawy pełne białych i kolorowych kaczek, gołębie i hasające wiewiórki. Potem przeszli obok fontanny i Grobu Nieznanego Żołnierza na Plac Piłsudskiego, by w kilka minut później znaleźć się na Placu Zamkowym, a stąd już tylko krok i byli na Rynku Starego Miasta.
– Usiądziemy? – zapytał, zapraszając Martę do stolika restauracyjnego pod wielkim parasolem.
– Z przyjemnością – uśmiechnęła się, nie puszczając jego ręki. – Masz dziś imieniny, spełnię więc każde twoje życzenie, które dasz mi poznać.
– Oto pierwsze z nich – wybierz jakiś smaczny obiad – odparł, pomagając jej usiąść.
– To proste – usiadła, mówiąc to. – Jakie jest drugie?
– Zaproś mnie do siebie także i dzisiaj ...
– Zakładając, że nie musimy się spieszyć, bo jest dopiero druga, to musisz to dobrze przemyśleć.
– Już przemyślałem, Marta, a ty?
– Ja także, jeszcze wcześniej, niż ty.
Spożywali filety z kurczaka z frytkami i surówką, popijając białym winem i patrząc na siebie. Filip skierował wzrok poza jej głowę i dostrzegł ... początkowo nie wierzył własnym oczom – tuż obok wejścia do ogródka restauracyjnego stała wysoka i szczupła kobieta, podobna do Zofii. Nie mógł oderwać wzroku, jakby przylepionego do tamtej szczupłej twarzy, znajdującej się na wysokości tuż ponad głową i włosami Marty. Kobieta coś mówiła, żywo gestykulując do stojącego obok niej mężczyzny, trzymającego małe dziecko na rękach. Nie mógł go poznać, bo był odwrócony bardziej tyłem, niż bokiem, ale ją poznał.
– Patrzysz na mnie, czy na kogoś innego? – spytała Marta, nie odwracając się do tyłu, by ewentualnie samej ten dylemat rozstrzygnąć.
– Na ciebie, Marto, oczywiście – znowu skłamał, bo przecież bardziej niż ją próbował obserwować niezdobytą, tyle już lat niewidzianą kobietę. – Przepraszam.
Jednak pytanie Marty lekko nim wstrząsnęło, przywróciło w jakimś stopniu umiejętność rozumowania i analizowana, którą czasami tracił.
"Kochałeś się z nią poprzedniej nocy, a nie wyzwoliłeś się jeszcze z miłości do Zosi" – przyszła mu do głowy odkrywcza myśl. To "wielkie uczucie" sprzed lat nagle stało się krotochwilą, wydumaną tragifarsą. Jakby w ciągu kilkunastu ostatnich godzin przeszedł etap przyspieszonego dojrzewania i rozwoju, od gówniarza do mężczyzny. A teraz spotkał po latach swoje marzenie – do niedawna, do wczoraj – największe i niespełnione. Bo to była Zofia, wiedział na pewno, nie pomylił się. Jeśli to ona, która kiedyś, na jego własnym przyjęciu, dała mu w twarz, to mężczyzna stojący obok musi być Markiem, który mu wówczas groził. Teraz trzyma ich wspólne dziecko na ręku. Jego, Filipa, historia zatoczyła koło?
– Skłamałem, Marto, przepraszam – dodał po chwili, wciąż obserwując stojącą parę z dzieckiem. – Tam, za tobą, stoją moi starzy znajomi. Nie masz nic przeciwko, żebym ich zaprosił do naszego stolika?
Marta miała w ustach kawałek kurczaka, więc tylko gestem przeczenia i lekkim grymasem na twarzy dała znać, że nie ma nic przeciwko zaproszeniu nieznajomych dla niej ludzi do ich stolika w ogródku na Starówce. Na pewno nie zdawała sobie sprawy, z czym się może wiązać to nagłe spotkanie, ale w oparciu o jej nieme pozwolenie Filip wstał i podszedł do Zofii i Marka.
Jego kobieta, Marta, w tym czasie dalej spożywała fileta drobiowego z frytkami.

https://www.youtube.com/watch?v=-mqShc1Nel0

Dodano: 2021-07-07 05:22:16
Ten wiersz przeczytano 893 razy
Oddanych głosów: 10
Rodzaj Nieregularny Klimat Ciepły Tematyka Miłość
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (10)

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Waldi, bardzo Ci dziękuję Państwu za miłe wizyty i
zapał do czytania mojego opowiadania i za komentarze.
Pozdrawiam serdecznie.

waldi1 waldi1

Waldi pozdrawia serdecznie ...

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Annna2
Anna
Krystek
JoViSkA
Szadunka
Mgiełka
Bronisława
Bardzo dziękuję Państwu za wizyty, czytanie kolejnego
odcinka i komentarze. Pozdrawiam serdecznie.

Mgiełka028 Mgiełka028

Przeczytałam z ciekawością i obiecuję przeczytać
wszystkie części. Pozdrawiam :)

szadunka szadunka

Miłość to skomplikowana sprawa. Co będzie dalej?
Pozdrawiam serdecznie.

JoViSkA JoViSkA

Cholibka...jego niestabilność uczuciowa nie wróży nic
dobrego, pewnie znowu dostanie w twarz...ale nie
wyprzedzajmy faktów...czekam z niecierpliwością na
rozwój wypadków...zaczyna się akcja, a to lubię
najbardziej :)) pozdrawiam z uśmiechem i życzę miłego
dnia :)

@Krystek @Krystek

Z zainteresowaniem czytam Twoje opowiadania. Udanego
dnia z pogodą ducha:)

anna anna

Ta Zofia będzie zawsze między nimi, chyba, że teraz
(po tym spotkaniu) się nią rozczaruje.

Annna2 Annna2

Mimozami jesień się zaczyna"
Niemen- jeden z moich ulubionych.
Bardzo dobre są Twoje opowiadania,
i nie miej wątpliwości.
A wspomnienia i miłość nigdy nie znikną- chyba wraz z
nami.
Piękne.

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »