noc świętych
noc listopadowa płonie na cmentarzu
w jej cieple dusze nieporadnie się
grzeją
znów przyszedł świętych czas
przyczajone chryzantemy słuchają o tym
jakie są piękne i kiedy mogą się
spodziewać
swojej śmierci
aleją pójdę na spacer
obok żywych przysiądę
między płomykami nie skryję pozorów
incognito przemierzę cmentarz
nasycona urokiem płomieni
usłyszę jak noc biegnie
jeszcze umarłym zaśpiewam kołysankę
niech śpią bo na ziemi
ciągle jest śmiertelnie
Komentarze (2)
Jak zwykle dobry u Anny.
Nie lubię spójnika "bo". Brzmi dla mojego ucha
strasznie pototocznie, pospolicie. Ja piszę od nowego
zdania "Wszak". Ale Licentia poetica pozwala na
wiele, więc: "Andrzeju nie mieszaj!"
świetnie, świetnie... koniec porażający i
poruszający...