Nocą w parku...
Pożółkłe białka zaszły już krwią,
ręka drżąca spoczywa na nożu.
Już nie usłyszy jak z niego drwią,
nie będzie już żartów o jego porożu...
Wbija go mocno w pęknięte serce,
z wyrazem złości na smutnej twarzy;
i chociaż ból uwiera go wielce,
nigdy przed światem się z tym nie
obnaży...
Osuwa się ciężko na ziemie bez słowa,
już bez cierpienia z pokojem w duszy;
bardziej niż życie Ją umiłował,
na jego trupa śnieg wolno prószy...
Komentarze (2)
Sethu moj drogi znow poczatek dobry ale pozniej...
takie se. Niby dobre, ale jak sie glebiej przypatrzec
to juz cos zgrzyta... ale gratulacje bo widac rozwoj
poety. see yeah
nie ją, ale siebie...
może to lepsze rozwiązanie, a może śmierć jest tu
tylko metaforą, która oznaczać ma, że dawnego podmiotu
już nie ma, bo He's fearless to fly and reach to the
end... albo jakoś tak...?