Noctu
Mrok łapczywie pożera horyzont
Wiatr prześlizguje się wysoko nad
ścieżką
Z kierunku w który idę
Dęby spijają wilgoć z kurczących się
zasp
Sosny szepczą między sobą
Chłodny spokój stąpa przede mną
Idę szlakiem tym samym co zawsze
W księżycowym świetle końca nie widać
Wiem że jeszcze wiele do przejścia
Zatrzymuje się nad górskim jeziorem
Widzę kogoś na drugim brzegu
Jest za daleko by mnie rozpoznać
Gwiazdy odbijają się w lustrze wody
Patrzą z wysoka milczą
Świecą jasno lecz poniżej nich ciemno
Biegnę ku cieniowi kimkolwiek jest
Biegnę co tchu
Biegnę postać znika
Stoję padam zasypiam
Obudzony pierwszymi promieniami słońca
Ciepły zefir na skórze
Pod kurtką nadal zmarznięty
Wstaję idę ścieżką między jaworami
Lasem który kończy się gdzieś tam...
Komentarze (4)
Pięknie... nic dodać nic ująć...
masz talent nie zmarnuj go plusik
świetny wiersz, miło się czyta, tak trzymaj
Dobrze napisany ,treściwy czego chcieć więcej? nieźle
przeprowadzony zabieg personifikacji.