obwąchiwana
Błądzę obwąchiwana przez psy
I przez deszcz oczyszczenia zasiarczona
permanentnie staram się omijać ludzi i
dni
lecz dźwiękiem przypominam ślepego
słonia.
A sfajczone powietrze, paruje jak ja
– nienazwana
Chcąca przebić taflę wartości i racji
poznania.
Co dzień tańczę podskakując na piaskach
rozgrzanych,
Które pod powiekami gryzą, po oczach
zaślepionych
Wyżerają marzenia, myśli milsze czy nawet
pogodne,
Niszczą ten chód pewniejszy, te inspiracje
wędrowca-
zamieniają w obłęd, a stopy w skutek
kalectwa
kołyszą mnie, nieudanie próbując omijać
kupy,
stworów, które nosy wkładają sobie w
pupy.
A później te moje stopy, od nadmiaru ich
czułości
Nienaprawialnie brudem zasysają, zakrywają
wartości
I zasady, nabyte wraz z niebiańskim
ubezpieczeniem
Nabytym wskutek nieszczęśliwego wypadku-
wraz z moim narodzeniem.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.