Od zmierzchu do świtu
kto choć raz chciał spić blask księżyca z
wodnej tafli
posiąść go najmocniej
jak tylko potrafi
zaczerpnąć choć do dłoni
lecz on posąg niezmienny zatracony w
toni
martwe swe blade lico
odwraca ode mnie
oczy zamknięte
a ja nadaremnie mącę wody
niech palce me wydrą twój obraz
niech z tej przeszkody
wyszarpią me chciwe ręce
pozwól a wskaże ci drogę
choć pragnę niezmiernie
dołączyć do ciebie nie mogę
wiec trwam w tym miejscu
wiernie
Komentarze (4)
wierność i tajemnica oraz noc -to może wszystko
pięknie zakonczyć :)
pozdrawiam
Hmmm... tajemniczy wiersz, powiedziałabym trochę
bajkowy nawet... tylko w nocy mogą powstać takie
pragnienia i obrazy... ciekawie napisany:-)
Podoba mi się ,pozdrowienia.
Podoba mi się nieregularność wersów i rymów. +